|
|
Alech
sie wytańcowoł w tyn piontek(22.08.03) s tom fajnom czornom frelkom(dziewczyną po
górnośląsku) Liliannom, cy jak ji tam? Jo
ji pszaja(lubię ją)-platońsko, nie pierońsko.
I stego nikaj żech jom nie chytoł niży pympka(poniżej
pępka).
A jusz najbarzi to mi sie podobała ta italiańsko
muzyka: Adriano Czelentano, Drupi Gupi
no i Eros Ramazzotti, tak mi sie zdowało.
Jeronie, jo sie w pewnym momyncie myśloł,
że frugna(polecę na skrzydłach) do Pon
Bocka! Musza pedzieć, żech sie wcale na
to nie rychtowoł. wyloz żech z tego "Gryfnego Psa" całki
spocony: w galotach, w koszuli z mokrom glacom...
I rzech sie przipomnioł ta reklama "Antonio, fa caldo! Antonio, fa freddo!
(zaś tyn karlus(kawaler) s ty reklamy to mi przipomino mojego ujka(wójka), ino
że jemu było Gerhat.
Perfordasjor Bezporterasz powrót do góry |
Ricardo
i Filipie,
Still my gitar gently weeps..( whatever it means)? Ponieważ, jak na razie, nie mam żadnych
pomysłów, na opisywanie albo, co-być może-
broń Bo(ż)że, krytykowanie, wystaw i wernisaży
przesyłam wam czeską wers]ję piosenki Beatlesów "Nowhere
Man". Dlaczego? Because..."Antonio,
afritto!, Antonio, faraldo!@
"Jenom jsem tak sedil a premyslel o pisni, a premyslel jsem take
osobe, jak tu sedim, nic nie delam a nikam se nedostam. Jakmile jsem
zacal premyslet o tom, bylo to snadne. Vsecko to prislo.. Ne, ted si
vzpominam, ja jsem vlastn prestal snażit myslet na cokoliv.Nic neprichazelo.
Byl jsem otraven, vzdal jsem se a scel jsem si lehnout. Pak jsem zacal
premyslet o sobie jkao o NOWHERE MAN-o cloveku, jeni sedi ve sve zemi
NKDE"-John
Kto chciałby sprawdzic błędy w moim zapisie tego dosyłam do książki "Beatles
v pisnies a v obrazech", Vydavatel alan Aldridge, Panton, Praha, 1969 powrót do góry |
Troski
i radości sztukipuki-życia Troski i radości sztukipuki-życia: spotkałem
przypadkiem Piotra Lutyńskiego w Bunkrze
Sztuki. Właśnie dokarmiał ptaki ze swojej "Ptasiej
kolumny". Pkazał mi jedną ze swoich
abstrakcyjnych kompozycji wewnątrz kolumny
równo OSRANĄ przez te ptaszki. Czyżby to
były krakowskie gołębie?
Troski i radości sztukipuki-życia: przyglądała
się temu mała blondyneczka-"tancerka"(?),
która pilnowała wystawy wsłuchując sie w ptasi śpiew i wdychając smród ptasich
odchodów, a wcześniej nieprzyjemny zapach od strony zagrody z kozami w sąsiedniej
sali.
Troski i radości sztukipuki-życia: Piotr musiał zamienić kozy ze względu
na nieprzyjemne zapachy drażniące powonienie zwiedzających na, jak
je określił, "polskie
kangury" czyli króliki.
Troski i radości sztukipuki-życia: smród jako dzieło sztuki? To już było. Sporo
jest tej gospodarsko-artystycznej roboty dla Piotra.
Troski i radości sztukpuki-życia: pamiętam prace Piotra sprzed dobrych paru laty,
ze złotych czasów Roentgena. Wisiały w gablotach. Nie przyglądałem się im zbyt
dokładnie tańcząc. Ale była taka jedna gablotka w stole, przy którym zasiadała
piwno-dekadencka elita i od czasu do czasu nasza Barbarella a także inne muzy
i muzykanci. Nie wiem, czy mi sie tylko tak zdawało, ale miałem wrażenie, że
w gablocie została umieszczona moja podarta w ekstazie czapka sztruksowa, a raczej
jej resztki? Przecież mogło tak być...
Troski i radości sztukpuki-życia: herbata z ciasteczkiem na weekend
powrót do góry |
Marzena
świetnie tańczy a Ewa świetnie maluje. Marzena
świetnie tańczy a Ewa świetnie maluje.
Na wernisażu u Dominika Rostworowskiego mogliśmy po raz pierwszy, jak sam powiedział,
oglądać malarstwo abstrakcyjne Ewy Sadowskiej. Zarówno Dominik jak i autorka
zgodnie stwierdzili, ze to dobry początek.
Ponieważ obrazy Ewy można przypisać do nurtu abstrakcji lirycznej to "lirycznie" z
dodatkiem wernisażowego wina tak bym to ze-sztukpukowal:
"lirycznie" jak zwykle wystawa stała się okazja spotkania znajomych
artystów, "lirycznie" legenda wernisaży u Dominika Andrzej
Folfas pojawił się z żona Marzena i mieliśmy okazje powspominać wesołe
imieniny, na których Marzena dola popis abstrakcyjnie wyzwolonego tańca,
lirycznie miedzy innymi ani Szoska, ani Bartula, ani Rostworowski nie
dali jej rady. Było trochę z woogie boogie, trochę z rock- and-rolla,
dwa na jeden, a wszystko to pokonały liryczno-baletowe zapasy.
Liryczne podsumowanie jest takie: obrazy Ewy są jak taniec Marzeny, choć nie
jest ona zawodowa tancerka aczkolwiek Ewa jest zawodowa malarka, co potwierdziła
opinia Pana Profesora Jerzego Skarzynskiego w rozmowie ze mną.
"to wyczucie koloru i śmiałość pędzla, zróżnicowanie plamy, ta przestrzeń".
Chociaż koledze filozofowi brakowało tu problemu, ale za to koleżanki
aktorka i anglistka zauważyły odniesienie do pejzażu(trawy, trawy)oraz intymnej
erotyki.
kolega Antek powrót do góry |
Kilka
kamyczkow
do ogrodka "Hermeska"
Kilka kamyczkow do ogrodka "Hermeska":
-1)moja glupota, 2)moja glupota, 3)moja bardzo wielka glupota.
-Czy moge sobie poplesc trzy po trzy przez trzy minuty?
-Spotkania z autorami ksiazek o sztuce w Bunkrze sa bardzo fajne, ale spotkanie
z Alicja Zebrowska bylo jescze fajniejsze. To znaczy, Alicja na zywo byla tym
razem fajniejsza niz to co pokazala za jedyne 300 PLN dla autorki do podzialu
z jednym krytykiem sztuki i jednym znanym filozofem. Reszta w szykownie wydanym
ptrzez Bunkier katalogu artystki-neo-feministki do sfalsyfikowania(nawiazujac
do tytulu).
Nie czytalem ksiazki o sztuce Jurka Hanuska od grudnia zeszlego roku. Stalo sie
tak dlatego, ze ilekroc chcial mi ja dac na wernisarzu w Otwartej to bylem na
rowerze bez bagaznika, a potem jechalem na piwo. A jak wiadomo "od piwa
glowa sie kiwa". Choc pije umiarkowanie na tyle, zeby bez trzymanki dojechac
do domu... w zwiazku z czym obawialem sie, ze ksiazke "bez trzymanki" zgubie.
Po prostu. Poza tym to i tak nie mialbym wiele czasu by ja przeczytac bo wtedy
wlasnie czytalem "Idiote" Dostojewskiego. Zas w miedzy czasie przedzieralem
sie beznadziejnie przez "Roznice i powtorzenie" francuskiego filozofa
Deleuza. Na szczescie nie zabralem za Heideggera!
Spodobala m sie natomiast uwaga Ani Markowskiej odwolujaca sie do programowego
tekstu Jurka "zmowa Hermeskow czyli smutny spadek po hermeneutyce. Otoz
nawiazujac do wypowiedzi Krystyny Czerni, ze w tekstach Jurka troche brakuje
jej emocji czy wrecz pasji jak to ma miejsce np. w ksiazce o sztuce Jacka Sempolinskiego
Ania posluzyla sie w odniesieniu do "Robaka" metafora "sedziego" w
interesujacym kontekscie rybaka, ktory lowi tylko sledzie oraz Hermesa jako Fallusa.
I tak, sedzia-rybak od sledzi- jesli przypadkiem pobladzi w pogoni za lawica
w obszary kolorowej rafy koralowej nie dostrzeze jej urzekajacego piekna. Skazuje
go to na "smutek". Z jej wypowiedzi wynikalo, ze bardziej interesujacy
jest Hermes-Fallus, ktory zwiazany jest z granicami i ich przekraczaniem czy
tez penetrowaniem.
Nie omieszkajac poplesc sobie trzy po trzy glosno pomyslalem o dwu rodzajach
krytykow sztuki. Byli by nimi: "Krytyk sedzia" i "Krytyk erotoman"(znam
takiego jednego). Ten drugi, ktorego dodatkowo charakteryzuje "wigotnosc
duszy"(wg.Heraklita) oraz ktory dzieli tragiczny los niemoznosci wyrwania
sie z objec tego co po mozartowsku estetyczne(wg.Kierkegaarda), a wiec ten drugi-czyzby
lubil zapach i smak sledzi poslugujac sie jednoczesnie swoim fallusem?
Fallusz. i juz. SMUTNY FALLUSZ. TESZ. od czasu do czasu.
powrót do góry |
jeden
i pół porterasza + kebab
Szkoda, ze Wojtek Brelas wyszedl z Big Brothera.
Zolzy wlasciwie nie zalowalem bo za bardzo
chciala rzadzic ludzmi. Chuda przypominala
mi moja milosc z Rentgena( do help me Jesus!).
A poza tym, te pocalunki ukradkiem, ukrad-zione
przez Piotrka Chemika. Ty mala zlodziejko
spermy! Szkoda tez, ze uciekla przez dach,
jak Wojtek. Co do Kena to szczerze powiem,
ze wolalem Barbie, ktora mnie platonicznie...Jedrek
jest fajny a Hydro mnie rozbawia. Nowa Chuda-sliczny
usmiech.
Spotkalem Wodza i Kiwiego, ktory otwiera nowa knajpe. Ponoc bedzie sie nazywala"Tlen".
Wiec bedziemy teraz mieli "Pauze", "Dym"no i "Tlen"-punkty
wyznaczajace wierzcholki krakowskiego trojkata bermudzkiego. Innymi slowy wiosna:
trawa sie zielani/ona sie czerwieni/on stoi jak sosna.
"Dorotka, Dominika, Justyna często powtarzają, że ja się lubię tłumaczyć..."
"Elżbieta mówi, że znajduje się na rozstaju, że ma ze sobą kłopoty. Przy
okazji wybucha głośnym śmiechem, kiedy powiedziałem jej o mojej demonicznej kochance..."
"Dodatek teoretyczny pt. Dwa fluoryzujące kolory cipki. Lubię słowo cipka.
Wolę go od słowa chuj. A propos - pamiętam zdarzenie z dzieciństwa, jak to niosłem
przed sobą skarpetkę wypchaną piaskiem i głośno wołałem: chuj!, chuj!, chuj!,
chu... - po czym tato dał mi ostre lanie..."
(zapisy na marginesie uwag do performance, A.Sz.)
Didaskalia albo inaczej o tym jak przygotowywałem performance dla Klubu Röntgen
"Jestem smutna" (muza...)
Oto przypominam sobie, jak w pewien piątek tańcząc (tj. uprawiając mowę ciała,
A.Sz.), po raz któryś tam, juz być może 100-ny a może 102-gi taniec w Röntgenie,
jednocześnie płakałem. Piwo "Porter" daje mi czasem taki efekt. Zaś
moja fordanserka ocierała mi spływające po policzkach łzy moją chusteczką.
"cry (ang. płacz) z małej litery"
(zapis w moim kalendarzyku)
W ten sposób pragnę podkreślić, że dziesiątki chwil w Röntgenie, z których utkane
są moje, powiedzmy, małe "dzikie noce" (cytat z filmu o tym tytule),
stanowią mieszaninę smutku i radości, przygnębienia i euforii, nudy i rozrywki
czy wreszcie demonizmu i innego jeszcze anielstwa.
Chybiłem "dziesiątki"
Iwona,odsłaniając udo podczas tańca ze mną,który
trwa już od kilku godzin:......to dla ciebie
to dla ciebie
powrót do góry |
Cześć
sztukpuki... porterasz
Cześć sztukpuki, Ricardo i Filipie,
Jest sympatycznie, mam humor, wszystko lubię, szukam Kopciuszka, który zgubił
swój bucik-za mały na nogę wielkiego artysty.
Byłem ostatnio na trzech wystawach: "4Pokoje", "Don Kiszot, świat
przygody i próba przypisania" oraz Marek Chlanda, "prace na podłodze
i na ścianie". Na pierwszej z nich z pewna sympatia przyglądałem się instalacji
Piotra Lutynskiego, który umieścił w swojej "stodole-pracowni" obok
kurnika również, miedzy innymi, prace swojego Profesora, czyli "Kopciogram" Jerzego
Wrońskiego. Notabene członka Grupy Krakowskiej, o której ciekawie i w duchu towarzyskim
pisze Ania Markowska w swej książce "Sztuka w Krzysztoforach". Kurnik
Piotra tez miał posmak towarzyski.
Dominik Rostworowski nostalgicznie spoglada na Don Kiszota, raz prywatnego, raz
politycznego. Zwróciłem uwagę na jeden z obrazów będących pomiędzy ilustracja
a ekslibrisem, który nosi tytuł, "Don Kiszot i procesja(Lech Wałęsa)".
Poza tym Dominik umieszcza na obrazach portrety znajomych, rodziny i samego siebie.
Rzeczywiście, z postury i wyglądu przypomina on Don Kiszota tak jak ja przypominam
Sanczo Panse jak się spotkam z Jurkiem S., który ma z przodu łysinę a z tylu
długie kręcone lokowa te wlosy-inna wersja Don Kiszota. Ach ten "pieski
świat" z "pieskiem przydrożnym" obsikujacym, raz po raz, a to
podchmielonego bibliotekarza, a to jakiegoś roztargnionego antykwariusza czy
zamyślonego artystę.
Chlanda, jak zwykle nienangannie elegancki-totalny kontrast do Warpechowskiego
tego Lenina sztuki performance. Jak ja go lubię i w związku z tym zabieram się
do lektury, "Dziecięca choroba lewicowości w komunizmie", Włodzimierza
Lenina, w której znalazł wyraz zagadkowy resentyment wodza jednego z największych "performance" w
historii?
Tm razem "Incognito jak mówi Patrycja
Staszek Koba natomiast to dobry polski malarz tak samo jak MKtodobrypolskirzezbiarz,
który wyrzeźbił nie tylko WL czy JPII, ale tez zmarłego na chorobę weneryczna
SW. W tym miejscu należy się wyjaśnienie dotyczące obrazów Koby. Są to labirynty
złożone z liter, tworzące hasła niełatwe do odczytania na pierwszy rzut oka.
Moje hasło tłustym drukiem jest po prostu parafraza wizualno-słowna tej ...M
E T O D Y K O B Y.
Nawiązując do wątków patriotycznych przytoczę ostatnie powiedzenie Papieża jak
wręczał Prezydentowi Ruska ikonę podczas ostatniej wizyty Państwa Kwaśniewskich
w Watykanie: "musi to na Rusi, w Polsce jak się chce".......................................................................(Jeszcze
Polska nie zgi...)
Ciągle jeszcze por terasz
powrót do góry
|
Antek
vel artysta współczesny wyglądający muzy
przyszłości.
Cześć Ricardo i Filipie,
No cóż, "Dym" w remoncie a "Kakunio" to już nie to czyli,
ze nie bardzo jest się gdzie spotkać na piwo i plotki o sztuce a potem jeszcze
raz na piwo i do kakunia. Chciałem powiedzieć...byle do wiosny, ale w końcu,
powiedzmy sobie, że każda pora roku ma swój urok. No i dobrze, że chociaż jest "sztukpuk".
Ostatnio z niemieckimi artystami z Drezna, zresztą performerami, tańczyliśmy
do 4 rano w "Miasto Krakoff". Było to po dwóch performancowo-teoretycznych
wystąpieniach w Instytucie Goethego i Bunkrze sztuki. Publiczność zapewne oczekiwała,
ze będą jakieś jaja, jak zwykle przy tego typu imprezach. Ale tym razem obyło
się bez skandali. No chyba, ze za jaja uznać to, ze jeden z drezdeńczyków zamurował
własną protezę w szacownym murze Instytutu Goethego a po tym włożył sobie druga
na zmianę. Albo, ze Artur Grabowski, najprzystojniejszy z performerów, zbił pałką
bochenek chleba, wytarzał się w koszu na śmieci i trenował żywe szczury, które
zresztą zachowywały się bardzo kulturalnie...Albo, że Niemcy nic nie zrozumieli
z mojego performancu bo był po polsku a jedynym niemieckim akcentem był tytuł
jednego z moich"cwiczen z psychoterapii sztuki" jako "LUFT BALON".
W drugim wystąpieniu już się poprawiłem bo czytałem tekst po angielsku. Ale za
to nie zrozumiał mnie być może Jerzy Beres, który był wtedy obecny. Chyba zrozumiał
mnie jedynie Julian Jończyk, który z kolei był na pokazach pierwszego dnia.Czyli,
innymi słowy, było trochę jaj.
Jak już jesteśmy w tym modnym temacie to wspomnę jeszcze, ze jak wynikało z obojętnej
reakcji publiczności, żadnego wrażenia na ludziach nie zrobiła rzeźba reprezentanta
tkzw. YBA czyli Young British Beautyfull Artists ukazująca, nie mniej, nie więcej,
dziewczęce krocze z włożonym w nie papierosem ani przerażające piekło wojny z
rozszarpanymi zwłokami słynnych skandalizujących braci Chapman. A wszystko to
miało miejsce w Bunkrze Sztuki na spotkaniu w związku z wystawą brytyjskich wideo-artystow.
Ale czemu się dziwić, jeśli swego czasu, naszej zblazowanej publiczności nie
poruszył nawet artysta, który włożył sobie kij do odbytnicy nasmarowany uprzednio
wazelina.
Antek vel artysta współczesny wyglądający muzy przyszłości.
powrót do góry |

porterasz 21.06.01
Cześć Filipie, Ricardo maćku, pićku, lane, nalane...
Jak sobie przypominam spotkaliśmy się ostatnio na dwu imprezach artystycznych
w Bunkrze Sztuki. Był to performance Dziadkiewicza ze Stowarzyszenia Artystycznego
Ośrodek Zdrowia ( nareszcie jakaś odświerzająca nazwa, która nie ma militarnych
podtekstów tak łatwo narzucających się, nie tylko w Krakowie, typu: zamek, bunkier
czy fort...). Drugą z nich było fluxusowe spotkanie z Benem Patersonem, który
z kolei, nawiązując do wcześniejszej mojej uwagi, porównuje ruch Fluksus do cyrku.
Jeśli chodzi o pierwszy pokaz to Bożena G. w rozmowie ze mną nie mogła odżałować,
że autor nie skorzystał z namowy żeby zjeść falsyfikat banknotu stuzłotowego
i w rezultacie zjadł prawdziwe 100 PLN z musztardą ! Z kolei Iwona M. stwierdziła
cos koło tego, że to było chujowe.
Sądzę jednak, że są to nieco zbyt negatywne opinie. W końcu Romek grał tu rolę
bądż co bądż Prezesa SAOZ jako postpoetyckiej instytucji. W tym kontekście, jakże
symbolicznie zagrały pokazywane przez niego Marynarki Prezesa. Weżmy np. taką
ślubną marynarkę ojca. Jakie to falliczne i waginalne zarazem. Miało to swój
urok, choć próba połączenia wykładu informacyjnego z performance była trochę
karkołomna i miejscami się załamywała. Poza tym, moim zdaniem, w tym szaleństwie
jest metoda. Mianowicię z tego co wiem na temat SAOZ to próbuje się tu łączyć
eksperyment artystyczny z karnawałem, w którym każdy ma szanse dobrze się bawić.
Jeśli ostatecznie nie ma ochoty zagłębiać się w postpoetyckie znaczenia może
ostatecznie uznać, że wszystko to są niezłe jaja.
Podobnie było na pokazie Patersona. Krzysztof K. - malarz abstrakcjonista, któremu
nieobcy jest eksces, postanowił się zdrzemnąć podczas odtwarzania utworu jednego
z klasyków Fluxusu Johna Cage'a 4.33' połączonego z innym utworem polegający
na 533 sekundowych uderzeniach w klawiaturę fortepianu. Z kolei Julian Jończyk
stwierdił, że to jest za nudne i wyszedł.
W rozmowie z Krzyśkiem stwierdziłem, że mamy do czynienia z inflacją sztuki dzisiaj.
Na co on sugerował, że w tej sytuacji trzeba umieć oddzielić ziarno od plewy.
Od siebie dodałem, mając na myśli, że sytuacja nie jest już taka prosta jak była
w tradycyjnym rolnictwie, że trzeba raczej nabyć nowej umiejętności i znajdować
skarby na śmietniku.
W obu wymienionych wyżej wydarzeniach artystycznych takie skarby znalazłem.
marynarka z pierwszej komunii świętej dla top modelki polskiego performance
powrót do góry |
o
werpechowskim
A. Szoska 6.03.01
Hej Ricardo!
Tym razem pominę tych ( ?...) parę uwag na temat ostatnich zdarzeń artystycznych.
Choćby
o tym, np., że Zbigniew Warpechowski na spotkaniu z cyklu "Szkoła Otwarta" w
Bunkrze
Sztuki, jak zwykle wyklinał krakowską ASP za "zbrodnie" profesorów
wobec studentów, którzy
nic nie kapują ze sztuki najnowszej. Po czym ogłosił wszem i wobec, że za miesiąc
będzie
wystawiał swoje akwarele w Krzysztoforach. Będą to portrety trumienne. Po spotkaniu
z nim,
na którym również skarżył się, że nikt o nim kompetentnie nie pisze chyba, że
w tonie
żartobliwym wspomniałem mu, ale już prywatnie, że napisałem o nim w "Dekadzie
Literackiej". Była to recenzja z jego książki pt. "Zasobnik",
którą, trochę zabawnie a
trochę apologetycznie, zatytułowałem "Zaczepnik". Warpechowski przyznał,
że nie czytał
mojej recenzji i dał mi swoją wizytówkę jako, "live art performance&philosophy" żebym
mu
wysłał mój tekst.
Thank you Mr. Ło.piczołsky...
Tymczasem...W między czasie...
powrót do góry |

jerzy
kałucki w galerii starmach
porterasz 6.04.01
Cześć Ryszardzie i Filipie,
W galerii u Starmacha, jak zwykle, dano popis profesjonalizmu artystycznego.
Jeśli o czymś takim możemy w ogóle mówić... Jerzy Kałucki robi wrażenie swoją
geometryczną formą wyrysowaną na stole kreślarskim. Klarowność i wyrafinowanie
i te przestrzenie to klasyczny przykład piękna w tym naszym niepięknym świecie.
Dobry estetyczny relaks na wysokim poziomie... Jakie by tu jeszcze superlatywy
wywołać? No może na zasadzie rykoszetu Kałucki daje wspaniałomyślne rozgrzeszenie
po cielesnych ekscesach Żebrowskiej i Kozyry. Albo inaczej jeszcze: one uprawiają
zimną wojnę ze społeczeństwem a on zimny pokój".
- zawsze marzyłem o tym aby stworzyć- dzieło, a w zamian jestem taki rozchełstany
- z opóźnieniem dołączam:
Taka sobie luźna fantazja,
...fragment tabeli, która dotyczy symboli męskich ( po prawej ) i żeńskich (
po lewej ), wg. znanego antropologa religii - Andrzeja Wiercińskiego skojarzył
mi się z malarstwem Bettiny Bereś, z jej ostatniego wernisażu w Otwartej Pracowni":
powrót do góry |
bettina
beres w otwartej pracowni
Na wernisażu, korzystając z propozycji autorki,
wybrałem sobie dwie kartki z reprodukcjami
jej obrazów. Na jednej był Rowerek" na
ziemistym tle, na drugiej Wózek" z przytwierdzoną
doń, jak się domyślam, charakterystyczną
plastikową beczką.
Uwagi tłustym drukiem po lewej odnoszą się do płócien Bettiny. Natomiast te po
prawej do faktu, że jakiś skurczybyk próbował zniszczyć mi rower, który po wernisażu
zaparkowałem w mieście udając się na piwo. Niech to szlag! Człowiek w tym mieście
nie może się spokojnie cieszyć życiem i sztuką i kapitalizmem...Będę teraz musiał
sobie kupić nowe światełko odblaskowe.
porterasz
powrót do góry |
O performansie Juliana
Jończyka
Odnosząc
się niegdyś do uprawianego przez siebie malarstwa materii
Julian Jończyk niejako zadał sobie i swojemu rozmówcy pytanie,
co jest za zasłoną materii? Biorąc pod uwagę radykalny zwrot,
jaki dokonał się w jego twórczości po porzuceniu malarstwa,
można z tej odległej perspektywy potraktować to pytanie jako
kluczowe dla tej twórczości. Zaś jej zmieniający się warsztat
jako próby odpowiedzi udzielane w jego praktyce artystycznej.
Dotyczy to szczególnie sztuki performance, która coraz mocniej
odznacza się na jego artystycznej drodze. By dowiedzieć się,
co jest za zasłoną materii Jonczyk, mówiąc metaforycznie,
dokonał swoistej defloracji obrazu jednym gestem przebijając
na wylot jego gęstą materię będącą mieszaniną farby, szmat,
pakuł drutu i trocin, przy pomocy swojego świetlistego narzędzia-
neonowej rurki, której falliczne atrybuty artysta wyraźnie
postrzega. Lub mówiąc jeszcze inaczej, w nawiązaniu do jego
późniejszych gestów performansowych, przedarł się neonem
przez płótno obrazu. Przy czym wybór owego narzędzia-jarzeniówki
nie był do końca przypadkowy, bo w gruncie rzeczy oznaczał
pewną formę światła-tym razem sztucznego niemniej będącego
odwiecznym problemem malarstwa. W ten sposób jako artysta-gnostyk
dotknął spirytualnego światła więzionego przez materię dokonując
jego wyzwolenia
Ten symbolicznie rozumiany przez piszącego
gest przebicia płótna neonem w różnych formach będzie uwidaczniał
się w performansach artysty. Jednocześnie uważam, że wyznacza
on głęboką perspektywę tych działań, w ramach, których neon
zostaje ożywiony, animowany, a nawet staje się kostiumem
performera. Za każdym razem jednak mamy do czynienia z owym
archetypowym gestem defloracji, w którym jarzeniówka dokonuje
penetracji przestrzeni często z wielkim trudem przedzierając
się przez zasłony, przez obraz, przez kartkę papieru by w
końcu albo samej ulec destrukcji, albo zgasnąć pod warstwą
nałożonej nań czarnej farby. Choć bywa również, że prześwituje
stłumionym blaskiem zza nałożonego nań płótna zastępując
blejtram. Sytuację takiego promieniowania Jończyk określa
veraikonem. Zatem, sposób użycia neonu w jego performansach
bywa różnoraki. Za każdym razem jednak odkrywając przed odbiorcą
inne perspektywy czy podteksty. Oto mała kolekcja niektórych
charakterystycznych dlań gestów, performansowych, którym
nadałem swoje określenia, odnalezionych przeze mnie w jego
scenariuszach: Neon rysujący. Julian-Bierze jeden z neonów
i używa go(zapalonego)jako linijki, wzdłuż której obrysowuje
litery AUM na papierach leżących obok stołu(..). Neon perwersyjny(sadomasochistyczny)
występujący również w wersji z lalką erotyczną(wieszanie
jej za ręce czy za nogi przywiązane do neonowej rurki). Dorota-bierze
od Juliana dwie deski, które zbija gwoźdźmi w kształt litery
X. Do tego krzyżaka przybija sukienkę i ustawia całość w
centrum kompozycji Juliana. Julian akceptuje tę ingerencję
i jeden z zapalonych neonów wsuwa perwersyjnie pod tę sukienkę.
Neon tragi-komiczny(?). Julian-Przywiązuje do drzewa Doroty
jeden z zapalonych neonów tak, że końcami opiera się o dwie
gałęzie(bierze krzesło
)Następnie w środku neonu wiąże taśmę
wyciętą ze swojego płótna, robi pętlę i wiesza się za szyję.
Neon pęka i gaśnie. Neon jako szczotka do zamiatania, a jednocześnie
patriotyczny gdyż powstał z pocięcia flagi narodowej. Neon
zdjęty ze ściany. Końcówka neonu owinięta płótnem.(
).Rodzaj
szczotki do zamiatania. Warianty neonu erotycznego. 1)
ukazuje
się/prześwituje/ zapalony neon, który trzymany w ręku, zaczyna
pełnić funkcję głównego aktora. Przesuwają c nim od wewnątrz
autor wypycha płótno w różnych miejscach pod róznymi kątami.
Na koniec ustawia go sobie pionowo między rozchylonymi nogami
i przebija tym świecącym fallusem płótno a następnie rozdziera
je na całą długość. 2) Gdy lalka(erotyczna) jest dobrze nadmuchana
autor masuje jej ciało tym samym zapalonym neonem. Po zakończeniu
pieszczoty podobnie jak uprzednio rozdziera płótno tymże
neonem
Jak więc widzimy, neon-przedmiot, do którego zdążyliśmy
się tak bardzo przyzwyczaić, że stał się czymś banalnym,
a jednak wyjęty przez artystę z codziennej rzeczywistości
ze swojego miejskiego bytu staje się niezwykle pojemny znaczeniowo.
Wręcz czymś w rodzaju szczeliny istnienia-jak obrazowo
Jolanta Brach-Czaina określiła ów konkret bytu, którym może
być każda rzecz i każda czynność. Owo coś nagle przeistacza).się
pod naszym spojrzeniem i w naszych wyborach ze obojętnego
fragmentu w obiekt-konkret metafizyczny, który stracił anonimowość
dysponując dzięki nam nieskończonym potencjałem sensu. On
czekał na odkrycie i podjęcie. Swego czasu miałem zaszczyt
wspólnie z Julianem wystąpić w performansie Glosy i Gesty
Ten tytuł, moim zdaniem, dobrze oddaje rozłożenie akcentów
w jego wystąpieniach. O gestach już wspomniałem. Dodam jeszcze,
że są one związane z wędrówką neonu w przestrzeni działań,
który niejako wyznacza miejsce innym przedmiotom-rekwizytom
biorącym udział w zdarzeniu, obrysowuje je, staje się metafizycznym
narzędziem, określa perspektywę, buduje i niszczy. Co zaś
do wspomnianych głosów to nie odgrywają one tak zasadniczej
roli jak owa jarzeniówka. Jończyk bardzo niewiele bądź wcale
nie używa słów w swoich wystąpieniach. A jeśli już to czyni-dotyczy
to szczególnie jego późnych wystąpień-to w sposób niezwykle
oszczędny bądź niedyskursywny. Można by dokonać tu pewnego
podziału głosów jończykowych na słowa oraz na wydobywane
z ciała performera dźwięki. I tak, słowa poddają pewne dodatkowe
tropy jego akcji. W naszym wspólnym performansie kierowały
one uwagę na gnostyckie rozumienie światła w deklamowanym
przez artystę fragmencie Ewangelii Filipa. Jończyk, bowiem
zainteresowany jest mistyczną w połączeniu z erotyczną-androgyniczną
rolą światła. Dał temu wyraz w nawiązaniu do gnostyckiej
legendy Adama i Ewy w performansie PrzemienienieII samemu
występując w damskiej halce, biustonoszu i rajstopach. Z
kolei, jeśli chodzi o dźwięki to określiłbym ich użycie jako
duchowe choreografie, lub nadając im znaczenie wynalezionego
przez autora kroku performansowego i podkreślając jednocześnie
jego artystyczną wagę, jako choreografie SPIRIT. Podczas
naszego wspólnego wystąpienia przybrały on postać całkowicie
zniekształconego cytatu z gnostyckiego tekstu z neonem w
ustach, a także jako odczytanie wiersza pisanego na oślep
na maszynie, również z neonem w ustach, którego ssanie
wypełniało krótkie przerwy podczas tej czynności. Zaś w swoim
najnowszym performansie, już w tytule stosuje wyłącznie onomatopeje,
które podczas akcji są rysowane na płótnie przy pomocy światła
żarówki na baterię. Sztuka performansu, która wywodzi się
z malarstwa, choć teatralizowana-performer działa niejako
na scenie realizując scenariusz związany z jakimś tematem-w
gruncie rzeczy niewiele ma wspólnego z literacko-dramaturgicznym
przesłaniem. Sam performer nie jest również aktorem, podobnie
jak jego kostium, czy używane przez niego przedmioty nie
są scenograficznym projektem. Performer jest sobą-artystą,
który złożył podpis pod dziełem, który je sygnuje. W bardziej
radykalnym sensie bywa tym, który podpisał rodzaj paktu sztuki.
Jego ubiór czy przebranie, przedmioty, którymi manipuluje
stanowią jego instrumentarium kreujące fakty artystyczne
na oczach odbiorców, kolonizujące na czas trwania wystąpienia
konkretną przestrzeń. Performans post plastyczny niekoniecznie
musi mieć jednobrzmiące przesłanie. Bywa, że jest on rodzajem
orkiestracji przestrzeni na zasadach podobnych do action
painting(malarstwa akcji), w ramach, której manifestuje się
unikalny horyzont osoby artysty. Innymi słowy, wypracowane
w doświadczeniu egzystencjalno-artystycznym gesty ciała,
kontrolowany przypadek w doborze obiektów oddychające powietrzem
niepowtarzalnego i przemijającego istnienia. Zdarzenie performansowe
jest w istocie twórczą chwilą, również i taką którą Jończyk
opisuje w swym wierszu jako: (
)niewiarygodną wręcz rozkosz
bycia kłębkiem białej pary wyrzucanej z hukiem z komina parowozu,
gdy ogromne metalowe koła kręcą się w miejscu naśladując
wszechświat. Lecz jednocześnie ta sam warsztat czy kuchnia
performerska może zostać użyta przez artystę do wyrażenia
swojego stosunku czy to do sztuki czy do innej problematyki
kulturowej bądź społecznej. I tak, Jończyk zrobił performans
poświęcony problematyce portretu, a także malarstwu Andrzeja
Wróblewskiego. W swoich wystąpieniach przemyca treści religijne
i polityczne-ostatnio te związane z wejściem Polski do Unii.
W tym ostatnim przypadku Jończyk twórczo radzi sobie z mieliznami
popadania w ilustracyjność. Pomaga mu w tym jego oryginalny
warsztat performera pogłębiony poetycko-plastycznym przesłaniem
o wymownym tytule- Pejzaż po/dart./y, po którym porusza
się dziwny samotny wędrowiec, lunatyk-performer
Antoni Szoska, jesienną melancholią 2004
fotoreportaż
z wernisażu |
|
|
|
|