12
"Krzesło rentgenowskie"
Mój
perforrmans "Krzesło rentgenowskie",
który miał miejsce w klubie "Piękny
Pies" wiązał się z faktem, że jestem
w posiadaniu takiego krzesła właśnie,
które w 1997 roku uczestniczyło w innym
performansie zatytułowanym "Kilka
ćwiczeń-ze-szczegółem przed premierą".
Jako tak zwany fetysz katatonicznej pantomimy,
będący przedmiotem wystąpienia, nie był
to wbrew pozorom rekwizyt, ale raczej
coś na kształt mojej sygnatury pozostający
w związku z moim ciałem na podobnej zasadzie
jak własnoręczny podpis. Notabene, na
zakończenie mojego(wtedy)performansu
złożyłem na jego oparciu swój podpis.
Ten rodzaj performansowego przedmiotu
opisuje również użyte w tytule wyrażenie "ćwiczeń-ze-szczegółęm".
Krzesło
rentgenowskie rozumiane jest tutaj również
metaforycznie w nawiązaniu do promieni
rentgenowskich prześwietlających moje
ciało, które wykazały tajemnicze "plamy" znajdujące
się w niektórych partiach organizmu,
jak również tu i owdzie pewne drobne
przedmioty. Ilustruje to poniższy tekst
nagrany na taśmę audio oraz zdjęcia-dowody
rzeczowe ze sznurówką, lusterkiem i tekstem,
przez który prześwituje moja postać.
Didaskalia
albo inaczej o tym jak przygotowywałem
performance dla Klubu Rentgen
"Jestem
smutna"
(muza...)
Oto
przypominam sobie, jak w pewien piątek
tańcząc (tj. uprawiając mowę ciała, A.
Sz.), po raz któryś tam, już być może
100-ny a może 102-gi taniec w Rentgenie,
jednocześnie płakałem. Piwo "Porter" daje
mi czasem taki efekt. Zaś moja fordanserka
ocierała mi spływające po policzkach
łzy moją chusteczką.
"cry
(ang. płacz) z małej litery"
(zapis w moim
kalendarzyku)
W
ten sposób pragnę podkreślić, że dziesiątki
chwil w Rentgenie, z których utkane są
moje, powiedzmy, małe "dzikie noce" (cytat
z filmu o tym tytule), stanowią mieszaninę
smutku i radości, przygnębienia i euforii,
nudy i rozrywki czy wreszcie demonizmu
i innego jeszcze anielstwa.
Chybiłem "dziesiątki"
Mój
performance "Kilka ćwiczeń - ze
- szczegółem przed premierą", rozpoczyna
ćwiczenie, które zatytułowałem "Zimno
mi". Jednym z jego elementów było
zaśpiewanie przeze mnie piosenki Beatlesów,
Pt. "Hey Jude". Zważywszy na
jeden z moich różnych incydentów rentgenowskich
chętnie zamieniłbym jej tytuł na "Hey
J..."(a to od imienia tej mitycznej
Julii...) W tej piosence jednak ważna
jest dla mnie jej treść, która z grubsza
dotyczy przemiany smutku w nieco lepszy,
bardziej radosny nastrój:
"Hey
Jude don't make it bad
take
a sad song and make it better"
Dopowiadam
to w drugim z kolei ćwiczeniu - performance,
o tytule "Ćwiczenie - ze - szczegółem".
A zatem pośród prezentowanych na taśmie
magnetofonowej tzw. "mini narracji
peryferyjnych" znalazł się tam cytat,
który brzmi: "ARTYSTA WSPÓŁCZESNY
A MUZY PRZYSZŁOŚCI". To
z tym cytatem właśnie powiązać można
wspomniany incydent, który nazwałbym
Chybiłem "dziesiątki" - w nawiązaniu
m. innymi do żeńskiej symboliki liczb
parzystych.
Czymże,
bowiem jest tzw. muza?
Czyż
nie jest ona w istocie... Nową dziewczyną,
mgliście zarysowaną osobą dającą artyście
pole do gry wyobraźni? Jednocześnie
dodajmy, kimś o niezwykle zgrabnym
ciele z kształtnymi piersiami, czarnowłosą
(?...) dziewczyną, która urodziła się,
dajmy na to, 10 X, a stała się migotliwym
zdarzeniem - momentem, statystycznie
ważnym płomykiem w ciasnej przestrzeni
pubu, które plasuje się w obszarze
swoistego szaleństwa tj. pomiędzy promiskuityzmem a
trudną miłością (patrz uwaga na temat
tego obszaru w kontekście tzw. "roztargnienia
Duchampa" w moim tekście Pt. "Utopia
sztuki pustej jako propozycja nowego
nihilizmu w sztuce" - Fort Sztuki
1995, A. Sz.). ( A tak poza tym to:
chętnie napisałbym list do ciebie w
ramach ćwiczeń performance, ale skądinąd
wiem, że i tak go nie przeczytasz,
gdyż dotarłby on do ciebie za późno.
Bo przecież... chybiłem "dziesiątki").
Zatem
rykoszetem....
Trzecie
z kolei ćwiczenie performance nosi tytuł "Kostium" i
między innymi wiąże się z takim oto incydentem.
Otóż pewnego późnego wieczora koleżanka
zapytała mnie o to, czy mężczyzna może
mieć orgazm bez wytrysku? Pytanie to
trochę mnie rozbawiło, ale i podnieciło,
a także dało do myślenia. W każdym razie
zapisałem je w pełnym brzmieniu na luźnej
karteczce, wyrwanej z notatnika, którą
następnie włożyłem do torebki z taśmami
magnetofonowymi, używanymi w performance.
I
tak oto, niejako rykoszetem, inspirowany
tym pytaniem określiłem ową torebkę - przedmiot
fetyszystyczny mojego performance, jako
będącą pomiędzy "męską waginą" a
damską torebką, w której zawsze jest swoisty
bałagan różnych DROBIAZGÓW. Następnie zaś,
skrycie pomyślałem, a teraz piszę dla ciebie,
że być może, a więc hipotetycznie, mój
peformance jest właśnie takim... "orgazmem
bez wytrysku"?...
Ostatnim,
czwartym z kolei ćwiczeniem performance
są "Śpiewy". Jest to krótki wyśpiewany
przeze mnie tekst na temat bałaganu na
moim biurku, który usiłuję uporządkować
chowając pewne zbyt osobiste rzeczy głęboko
do szuflady.
Zaś
rykoszetem: a) muszę ciebie przetańczyć,
b) muszę ciebie przepłakać, c) wreszcie
muszę ciebie PRZEŚPIEWAĆ. Ty... "Hey
J."
"Jak
wystawić Romea i Julię Szekspira z użyciem
moich
ćwiczeń performance?" (Zapis z mojego kalendarzyka A. Sz.)
Użyte
przedmioty: a) stół i krzesło z Rentgena,
pomalowane w dwa fluoryzujące kolory
tj. czerwono-pomarańczowy i jasno-żółty.
Blat stołu tworzy kolorystyczny zapis
sylwet dwu przedmiotów performance, a
mianowicie denka słoika oraz drewnianego
fragmentu ramy łóżka (?). Ostatnie nie
jest do końca ustalone. Przedmioty te
odpowiednio dzielą płaszczyzny blatu
na dwa pola; b) duże plansze tj. czarny
brystol z wyciętymi otworami, będącymi
obrysami dna słoika oraz plansza, na
której widnieje podkolorowany, kolorami
słoika i krzesła, rysunek słoika i czajnika;
c) torebka z taśmami magnetofonowymi,
połączona paskiem ze wspomnianym fragmentem
ramy łóżka (?). Ten również w kolorach
stołu i krzesła. A także czarny plecak
- razem tworzące kostium performera;
d) nóż kuchenny z czerwoną rękojeścią;
e) słoik z performance Pt. "Ustawianie
akustyki w pustej przestrzeni" wraz
z kieliszkiem i notatkami w środku. Również
w kolorach stołu i krzesła; f) jednokieszeniowy
magnetofon "Unitra". |