galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt

spis treści; 1; 2; 3; 4; 5; 6; 7; 8; 9; 10; 11; 12; 13; 14

Antoni Szoska

 

 

 

 

 

 

 



08

Fotografując performans kątem oka."

zdjęcia performansowe

Za namową redakcji sztukpuka zabrałem się za robienie fotoreportażu z festiwalu performansowego odbywającego się w legendarnej Fabryce Schindlera w Krakowie. Po rezultatach mogę stwierdzić, że podjąłem nie lada wezwanie. Fotografujący ma tu, bowiem do czynienia, inaczej niż w przypadku muzeum(dodam, że w mojej maleńkiej srebrnej cyfrówce jest właśnie taka funkcja nazywająca się”muzeum”)nie tyle z nieruchomym obiektem, co ze sztuką ze wszech miar żywą i żywotną. I to do tego stopnia żywotną, że reporter musi wręcz biegać za performerem, a czasami w popłochu uciekać by przypadkiem nie zostać poplamionym jakąś cieczą czy obsypanym mąką lub oberwać rekwizytem. Moja znajoma dostała w głowę małym radyjkiem, które oderwało się ze sznurka rozkręcanego przez performera Antoniego Karwowskiego. Biała smużka na zamieszczonym poniżej zdjęciu to właśnie ów moment oderwania się radyjka. Być może performer przewidział taką sytuację, która w końcu okazała się niegroźna. Jak zresztą większość performansowych incydentów. Samo ujęcie ilustruje jak na dłoni owe chwile zaskoczenia, jakim poddany został fotografujący.

Ponieważ jednak sam uprawiam performans stąd łatwiej mi się było wczuć w różne sytuacje, a jednocześnie po cichu sobie pomyślałem, że samo robienie przeze mnie zdjęć może też zaistnieć jako swego rodzaju performans. Bezgraniczna otwartość tego rodzaju sztuki, na którą, notabene powoływał się podczas wystąpienia twórca festiwalu Władysław Kaźmierczak, jak najbardziej na to pozwala. Tak, więc tym tekstem niejako reżyseruję sam siebie i rezultaty moich działań z cyfrówką. Jednocześnie, performansowo uprzedzam, że moim zdjęciom jest mniej więcej tak samo daleko do żurnalowej doskonałości jak performerowi do zawodowego aktora. I oto tu w gruncie rzeczy chodzi, bo życie nie jest zawodem, co właśnie pokazuje sztuka żywa. Zgódźmy się, zatem, że zdjęcia, które pokazuję są performansowym zobaczeniem, cyfrowym dotknięciem-potknięciem omawianego w tekście performansu. Bowiem jako forma sztuki w dużej mierze improwizowanej performans nie jest do końca przewidywalny.

Aha, już wiem! Na te parę godzin, które spędziłem fotografując stałem się performansowym impresjonistą cyfrowym chwytającym ulotność poszczególnych wydarzeń. A teraz wracam do nich niczym Cezanne do Góry Świętej Wiktorii.

Fotografując performans czyniłem to niejako kątem oka śledząc jego przekaz. Tym razem nie było wesoło, choć zaczęło się miłym akcentem rozrzucania cukierków przez parę Angela Pastora i Małgorzatę Butterwick, którzy spektakularnie wjechali krakowską dorożka do fabrycznej hali. To zdjęcie można uznać za udane, aczkolwiek banalne. Potem było już trochę smutniej. A jeśli na sali wybuchał śmiech towarzyszyło mu odczucie tragizmu bądź historyczna trauma. Pierwsze wrażenie, jakie narzucało się po obejrzeniu kilku wystąpień sprowokowało u mnie wrażenie, że niektórzy performerzy śmiecą, a niektórzy sprzątają po sobie. I tak naśmiecili i posprzątali po sobie Artur Grabowski i Maciej Adamczyk, w performansie”Made In Poland”. Było to bardzo dynamiczne zdarzenie, co widać na zdjęciach. Ci młodzi artyści brawurowo dokopali Polsce kapitalistycznej dotykając wynikających ze zmiany ustroju patologii politycznych i obyczajowych. Występując w roli szalikowców stoczyli pojedynek szalikami w narodowych barwach z napisem”Polska” Walcząc ze sobą, ujeżdżając krzesła niczym mustangi na rodeo jednocześnie wykrzykiwali”Polska K..” Następnie, niejako podcinając gałąź, na której się siedzi, odcinali nogi krzeseł siekierą. Po czym popijając różne trunki z krzeseł i rekwizytów (m.in. plastikowej figurki Matki Boskiej, proporczyków polskiego i amerykańskiego) zmiksowali koktajl we wiadrze z emblematem orła biało-czerwonego. Występ zakończył się zawinięciem się obu performerów wraz z rekwizytami w dwa naleśniki utworzone z kawałków dywanów. W ten sposób posprzątali po sobie.

Polityka i jej wyraziste symbole były także tematem performansu Karoliny Stępniowskiej nawiązującego do wejścia Polski do Unii. Artystka na poczekaniu i własnym nagim ciele zakomponowała kostium składający się z flag: polskiej i unijnej przewiązanych taśmą klejącą w kolorach czarnym i czerwonym. Odruch dreszczyku u publiczności wprowadził gest przypinania do ramion banknotów PLN przy pomocy zapewne odkażonych szpilek, co zamanifestowała zakładając wcześniej gumowe rękawiczki. W dalszej kolejności zakleiła sobie usta i oczy. Następnie po omacku szukała pętli zwisającej z sufitu by zasymulować gest wieszania. Wystąpienie zakończyła na kolanach odcinając pętlę rozplątując przy pomocy ostrego noża krępujące jej ciało lepce. Jej performans w prostocie swojego przekazu był czymś pomiędzy teatralizowaną manifestacją uliczną a dramatycznym gestem ”patrioty-wariata”-jak nazwała go Maria Janion opisując gest Rejtana. Zważywszy na atrakcyjne ciało artystki oraz użycie kolorowych materii prezentowała się ona wyjątkowo fotogenicznie. Niemniej należy pamiętać, że dokonała kontrolowanego aktu samookaleczenia się, co można uznać za cytat z obszaru sztuki ciała-body art.

Tematyka i nastroje, które ze względu na osobiste zaangażowanie artystów można nazwać personalno-historycznymi dominowały w pomieszczeniach dawnej fabryki Schindlera.-miejscu paradoksalnie naznaczonym zarówno tragizmem jak i nadzieją zatrudnianych tutaj- przez Niemca- Żydów w mrocznym czasie Holokaustu. I tak, niezwykle przejmująco w tym kontekście zabrzmiały słowa ułożone w napis z kartonowych liter na brudnej ścianie”I odpuść nam nasze winy”, którymi posłużył się berlińczyk Johannes Deimling oplatając sobie nimi głowę i twarz. Tym razem prosty, robiący duże wrażenie, gest artysty został spointowany przez agresywne smaganie gołej ściany bukietem czerwonych kwiatów, a następnie oblanej mlekiem z wiadra. Tak się złożyło, że zdjęcia z performansu Deimlinga wyszły niejako spirytystycznie nawiązując do ducha miejsca, w którym wszystko to się działo.

Dotyczy to również użycia jako rekwizytów naczyń emaliowanych przez kilku performerów nieprzypadkowo jak się wydaje w związku z faktem, że przed wojną produkowano tu naczynia, a podczas wojny między innymi sztućce i menażki dla armii. Obok WIADER Grabowskiego i Deiminga można odczytać w ten sposób również garnek z gotującą się zupą Izraelskiej artystki Tamar Raban, która częstowała publiczność rosołem, a także-jako nieco dalszą metaforę naczyń kuchennych-pieczenie kromek chleba na blasze również przedstawicielki Izraela Adva Drori.

Raban w swoim wystąpieniu nawiązała do Holokaustu i emigracji Żydów z 68 roku w sposób bardzo wzruszający. Wystąpiła boso w charakterystycznym prochowcu wywołując w pamięci zdjęcia swoich rodaków z czasów wojny. Dramatyzm tego obrazu pogłębiał krok performansowy(tak określam ekspresyjny gest będący ruchem ciała performera, ni to tańcem, ni pantomimą)polegający na zjadaniu z ziemi, na czworakach, wysypanych wcześniej drażetek gumy do żucia, następnie przeżuwaniu jej z dodatkiem czerwonej cieczy z flakonika spływającej po twarzy performerki i odkładaniu wyjmowanych z ust pasemek na uprzednio zabandażowane ramię. Artystka przerzuciła pomost historii od czasu wojny do chwili obecnej prosząc kobietę z publiczności o doczytanie listu żydowskiej uczennicy z powojennej już Polski do Izraela, a na koniec zapraszając do częstowania się rosołem.

Drori również dysponowała materią pamięci, którą stanowiły zdjęcia rodzinne przedwojennych Żydów z Polski zakomponowane w taki sposób, by tworzyły kolorowy dywan i wzór na długiej sukni-kostiumie performansowym artystki.. Jej wystąpienie na pierwszy rzut oka było kolorowym rytuałem wziętym jakby z czasów hipisowskich bądź z folkloru New age’owskiego, podczas którego piekła na blasze kromki chleba z odciśniętą Gwiazdą Dawida. Jednak zarówno świadomość miejsca, w jakim wszystko to się odbywało jak i obraz owego umarłego świata na zdjęciach zmuszały do refleksji podszytej dziwną melancholią.

Jak zwykle elegancko ubrani w garnitury pod muszkę i w białych rękawiczkach para performerska Władysław Każmierczyk i Ewa Rybska również nawiązali do miejsca w swoim wystąpieniu, choć nieco bardziej intelektualnie z obszernym wstępem Kaźmierczaka nagranym na wideo na temat trudności związanych z definicją performansu w związku z jego nieograniczoną żywotnością. Jednak w dalszej części posługując się rekwizytami performansowymi, odświeżaczem powietrza w sprayu, zieloną gałązką, pokrywkami od garnków symbolicznie oddali hołd miejscu. Najbardziej ekspresyjnym krokiem performansowym było-w nawiązaniu do wcześniej wspomnianych naczyń-uderzanie o siebie pokrywkami garnków. Jako dopowiedzenie użyli oni również egzemplarzy folderu na temat fabryki Schindlera zatytułowanego”Emalia”, który tworzył instalację kładziony na szczeblach drabiny, po której artysta w końcu wspiął się. Zdjęcia oddają dynamikę tego wydarzenia, które wymykało się linearnemu typowi odczytania.

Od tego historyczno-osobistego nastawienia odbiegały nieco performanse z nutą osobowo-egzystencjalną, jakie zaprezentowały Magda Sowierszenko i Clark Charnley. Oba były, można powiedzieć, o nieszczęśliwej miłości. Magda pokazała video z prac domowych”ładnej dziewczyny”.W tle projekcji padają słowa na temat jej urody z pytaniem”Czyja?” Artystka śledząc projekcję zdejmuje górną część garderoby i osłaniając piersi kolorową chustą-na pytanie”czyja?”przysiada się do jednego z mężczyzn siedzących wśród publiczności. Clare z kolei stojąc przed publicznością w seksownej bieliźnie stwierdza, że”wiem, że mnie nie kochasz” i mimo wszystko w przewrotny sposób ofiaruje swoją kobiecość potencjalnemu”wybawcy”. Bardzo plastyczny był performans Di Clay/Clarise z UK prowadzącą w medytacyjnym nastroju dialog z postacią przechadzającej się ciężarnej kobiety nagraną na video. Niestety moje zdjęcie jest tu niezbyt wyraźne, dlatego poprosiłem Filipa o uzupełnienie jego zdjęcie z tego wydarzenia (patrz - fotoreportaż z wydarzenia).

Na festiwalu obok artystów performerów, wywodzących się przeważnie ze środowisk sztuk pięknych pojawili się również bardziej aktorsko, poetycko oraz tanecznie nastawieni artyści. Im poświęcam kilka krótkich uwag do zamieszczonych zdjęć. Dotyczą one włoskiego neo-futurysty Massimo Tiscali. W każdym razie powoływał się on na tę awangardową tradycję stosując onomatopeiczne chwyty( dajmy na to, naśladując wymioty) w swojej opowieści anty Bushowskiej po włosku i angielsku i trochę po francusku też. Z kolei teatralny i aktorski, choć jednocześnie otwarty na improwizację, był performans Jose Torres Tama. Artysta bardzo sprawnie wcielał się w różne postaci popkultury jednocześnie kompromitując jej komercyjny charakter w obliczu ludzkich tragedii dokonujących się na podłożu rasowym i ekonomicznym. Chodziło o nieprzypadkowe pożary, które dotknęły w latach 70-tych dzielnice zamieszkałe przez Latynosów w Hoboken, Stan Nowy Jork. Wreszcie wymagający dużej sprawności ciała taneczno-atletyczny performens Danilo Casti i Allesandro Corboni z wykorzystaniem bogatej aparatury akustycznej i jak widać na zdjęciu, również dziwnego urządzenia do emitowania dźwięków, reagujących na ruchy tancerza.

A teraz, porcja moich performansowych zdjęć, w kolejności omawiania, z komentarzem. Innymi słowy-fotografując performans kątem oka.

zdjęcia performansowe

galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt


Copyright by "SZTUK PUK" 2001 - 2005 Kraków , Ryszard Bobek, Filip Konieczny