08
Fotografując performans kątem oka."
zdjęcia
performansowe
Za namową redakcji sztukpuka zabrałem
się za robienie fotoreportażu z festiwalu
performansowego odbywającego się w legendarnej
Fabryce Schindlera w Krakowie. Po rezultatach
mogę stwierdzić, że podjąłem nie lada wezwanie.
Fotografujący ma tu, bowiem do czynienia,
inaczej niż w przypadku muzeum(dodam, że
w mojej maleńkiej srebrnej cyfrówce jest
właśnie taka funkcja nazywająca sięmuzeum)nie
tyle z nieruchomym obiektem, co ze sztuką
ze wszech miar żywą i żywotną. I to do
tego stopnia żywotną, że reporter musi
wręcz biegać za performerem, a czasami
w popłochu uciekać by przypadkiem nie zostać
poplamionym jakąś cieczą czy obsypanym
mąką lub oberwać rekwizytem. Moja znajoma
dostała w głowę małym radyjkiem, które
oderwało się ze sznurka rozkręcanego przez
performera Antoniego Karwowskiego. Biała
smużka na zamieszczonym poniżej zdjęciu
to właśnie ów moment oderwania się radyjka.
Być może performer przewidział taką sytuację,
która w końcu okazała się niegroźna. Jak
zresztą większość performansowych incydentów.
Samo ujęcie ilustruje jak na dłoni owe
chwile zaskoczenia, jakim poddany został
fotografujący.
Ponieważ jednak sam uprawiam performans stąd łatwiej mi się było
wczuć w różne sytuacje, a jednocześnie
po cichu sobie pomyślałem, że samo robienie
przeze mnie zdjęć może też zaistnieć jako
swego rodzaju performans. Bezgraniczna
otwartość tego rodzaju sztuki, na którą,
notabene powoływał się podczas wystąpienia
twórca festiwalu Władysław Kaźmierczak,
jak najbardziej na to pozwala. Tak, więc
tym tekstem niejako reżyseruję sam siebie
i rezultaty moich działań z cyfrówką. Jednocześnie,
performansowo uprzedzam, że moim zdjęciom
jest mniej więcej tak samo daleko do żurnalowej
doskonałości jak performerowi do zawodowego
aktora. I oto tu w gruncie rzeczy chodzi,
bo życie nie jest zawodem, co właśnie pokazuje
sztuka żywa. Zgódźmy się, zatem, że zdjęcia,
które pokazuję są performansowym zobaczeniem,
cyfrowym dotknięciem-potknięciem omawianego
w tekście performansu. Bowiem
jako forma sztuki w dużej mierze improwizowanej
performans nie jest do końca przewidywalny.
Aha, już wiem! Na te parę godzin, które spędziłem fotografując stałem
się performansowym impresjonistą cyfrowym
chwytającym ulotność poszczególnych wydarzeń.
A teraz wracam do nich niczym Cezanne do
Góry Świętej Wiktorii.
Fotografując performans czyniłem to niejako kątem oka śledząc jego
przekaz. Tym razem nie było wesoło, choć
zaczęło się miłym akcentem rozrzucania
cukierków przez parę Angela Pastora i Małgorzatę
Butterwick, którzy spektakularnie wjechali
krakowską dorożka do fabrycznej hali. To
zdjęcie można uznać za udane, aczkolwiek
banalne. Potem było już trochę smutniej.
A jeśli na sali wybuchał śmiech towarzyszyło
mu odczucie tragizmu bądź historyczna trauma.
Pierwsze wrażenie, jakie narzucało się
po obejrzeniu kilku wystąpień sprowokowało
u mnie wrażenie, że niektórzy performerzy
śmiecą, a niektórzy sprzątają po sobie.
I tak naśmiecili i posprzątali po sobie
Artur Grabowski i Maciej Adamczyk, w performansieMade
In Poland. Było to bardzo dynamiczne zdarzenie,
co widać na zdjęciach. Ci młodzi artyści
brawurowo dokopali Polsce kapitalistycznej
dotykając wynikających ze zmiany ustroju
patologii politycznych i obyczajowych.
Występując w roli szalikowców stoczyli
pojedynek szalikami w narodowych barwach
z napisemPolska Walcząc ze sobą, ujeżdżając
krzesła niczym mustangi na rodeo jednocześnie
wykrzykiwaliPolska K.. Następnie, niejako
podcinając gałąź, na której się siedzi,
odcinali nogi krzeseł siekierą. Po czym
popijając różne trunki z krzeseł i rekwizytów
(m.in. plastikowej figurki Matki Boskiej,
proporczyków polskiego i amerykańskiego)
zmiksowali koktajl we wiadrze z emblematem
orła biało-czerwonego. Występ zakończył
się zawinięciem się obu performerów wraz
z rekwizytami w dwa naleśniki utworzone
z kawałków dywanów. W ten sposób posprzątali
po sobie.
Polityka i jej wyraziste symbole były także tematem performansu
Karoliny Stępniowskiej nawiązującego do
wejścia Polski do Unii. Artystka na poczekaniu
i własnym nagim ciele zakomponowała kostium
składający się z flag: polskiej i unijnej
przewiązanych taśmą klejącą w kolorach
czarnym i czerwonym. Odruch dreszczyku
u publiczności wprowadził gest przypinania
do ramion banknotów PLN przy pomocy zapewne
odkażonych szpilek, co zamanifestowała
zakładając wcześniej gumowe rękawiczki.
W dalszej kolejności zakleiła sobie usta
i oczy. Następnie po omacku szukała pętli
zwisającej z sufitu by zasymulować gest
wieszania. Wystąpienie zakończyła na kolanach
odcinając pętlę rozplątując przy pomocy
ostrego noża krępujące jej ciało lepce.
Jej performans w prostocie swojego przekazu
był czymś pomiędzy teatralizowaną manifestacją
uliczną a dramatycznym gestem patrioty-wariata-jak
nazwała go Maria Janion opisując gest Rejtana.
Zważywszy na atrakcyjne ciało artystki
oraz użycie kolorowych materii prezentowała
się ona wyjątkowo fotogenicznie. Niemniej
należy pamiętać, że dokonała kontrolowanego
aktu samookaleczenia się, co można uznać
za cytat z obszaru sztuki ciała-body art.
Tematyka i nastroje, które ze względu na osobiste zaangażowanie
artystów można nazwać personalno-historycznymi
dominowały w pomieszczeniach dawnej fabryki
Schindlera.-miejscu paradoksalnie naznaczonym
zarówno tragizmem jak i nadzieją zatrudnianych
tutaj- przez Niemca- Żydów w mrocznym czasie
Holokaustu. I tak, niezwykle przejmująco
w tym kontekście zabrzmiały słowa ułożone
w napis z kartonowych liter na brudnej
ścianieI odpuść nam nasze winy, którymi
posłużył się berlińczyk Johannes Deimling
oplatając sobie nimi głowę i twarz. Tym
razem prosty, robiący duże wrażenie, gest
artysty został spointowany przez agresywne
smaganie gołej ściany bukietem czerwonych
kwiatów, a następnie oblanej mlekiem z
wiadra. Tak się złożyło, że zdjęcia z performansu
Deimlinga wyszły niejako spirytystycznie
nawiązując do ducha miejsca, w którym wszystko
to się działo.
Dotyczy to również użycia jako rekwizytów naczyń emaliowanych przez
kilku performerów nieprzypadkowo jak się
wydaje w związku z faktem, że przed wojną
produkowano tu naczynia, a podczas wojny
między innymi sztućce i menażki dla armii.
Obok WIADER Grabowskiego i Deiminga można
odczytać w ten sposób również garnek z
gotującą się zupą Izraelskiej artystki
Tamar Raban, która częstowała publiczność
rosołem, a także-jako nieco dalszą metaforę
naczyń kuchennych-pieczenie kromek chleba
na blasze również przedstawicielki Izraela
Adva Drori.
Raban w swoim wystąpieniu nawiązała do Holokaustu i emigracji Żydów
z 68 roku w sposób bardzo wzruszający.
Wystąpiła boso w charakterystycznym prochowcu
wywołując w pamięci zdjęcia swoich rodaków
z czasów wojny. Dramatyzm tego obrazu pogłębiał
krok performansowy(tak określam ekspresyjny
gest będący ruchem ciała performera, ni
to tańcem, ni pantomimą)polegający na zjadaniu
z ziemi, na czworakach, wysypanych wcześniej
drażetek gumy do żucia, następnie przeżuwaniu
jej z dodatkiem czerwonej cieczy z flakonika
spływającej po twarzy performerki i odkładaniu
wyjmowanych z ust pasemek na uprzednio
zabandażowane ramię. Artystka przerzuciła
pomost historii od czasu wojny do chwili
obecnej prosząc kobietę z publiczności
o doczytanie listu żydowskiej uczennicy
z powojennej już Polski do Izraela, a na
koniec zapraszając do częstowania się rosołem.
Drori również dysponowała materią pamięci, którą stanowiły zdjęcia
rodzinne przedwojennych Żydów z Polski
zakomponowane w taki sposób, by tworzyły
kolorowy dywan i wzór na długiej sukni-kostiumie
performansowym artystki.. Jej wystąpienie
na pierwszy rzut oka było kolorowym rytuałem
wziętym jakby z czasów hipisowskich bądź
z folkloru New ageowskiego, podczas którego
piekła na blasze kromki chleba z odciśniętą
Gwiazdą Dawida. Jednak zarówno świadomość
miejsca, w jakim wszystko to się odbywało
jak i obraz owego umarłego świata na zdjęciach
zmuszały do refleksji podszytej dziwną
melancholią.
Jak
zwykle elegancko ubrani w garnitury pod
muszkę i w białych rękawiczkach para performerska
Władysław Każmierczyk i Ewa Rybska również
nawiązali do miejsca w swoim wystąpieniu,
choć nieco bardziej intelektualnie z obszernym
wstępem Kaźmierczaka nagranym na wideo
na temat trudności związanych z definicją
performansu w związku z jego nieograniczoną
żywotnością. Jednak w dalszej części posługując
się rekwizytami performansowymi, odświeżaczem
powietrza w sprayu, zieloną gałązką, pokrywkami
od garnków symbolicznie oddali hołd miejscu.
Najbardziej ekspresyjnym krokiem performansowym
było-w nawiązaniu do wcześniej wspomnianych
naczyń-uderzanie o siebie pokrywkami garnków.
Jako dopowiedzenie użyli oni również egzemplarzy
folderu na temat fabryki Schindlera zatytułowanegoEmalia,
który tworzył instalację kładziony na szczeblach
drabiny, po której artysta w końcu wspiął
się. Zdjęcia oddają dynamikę tego wydarzenia,
które wymykało się linearnemu typowi odczytania.
Od tego historyczno-osobistego nastawienia odbiegały nieco performanse
z nutą osobowo-egzystencjalną, jakie zaprezentowały
Magda Sowierszenko i Clark Charnley. Oba
były, można powiedzieć, o nieszczęśliwej
miłości. Magda pokazała video z prac domowychładnej
dziewczyny.W tle projekcji padają słowa
na temat jej urody z pytaniemCzyja? Artystka
śledząc projekcję zdejmuje górną część
garderoby i osłaniając piersi kolorową
chustą-na pytanieczyja?przysiada się
do jednego z mężczyzn siedzących wśród
publiczności. Clare z kolei stojąc przed
publicznością w seksownej bieliźnie stwierdza,
żewiem, że mnie nie kochasz i mimo wszystko
w przewrotny sposób ofiaruje swoją kobiecość
potencjalnemuwybawcy. Bardzo plastyczny
był performans Di Clay/Clarise z UK prowadzącą
w medytacyjnym nastroju dialog z postacią
przechadzającej się ciężarnej kobiety nagraną
na video. Niestety moje zdjęcie jest tu
niezbyt wyraźne, dlatego poprosiłem Filipa
o uzupełnienie jego zdjęcie z tego wydarzenia
(patrz
- fotoreportaż z wydarzenia).
Na festiwalu obok artystów performerów, wywodzących się przeważnie
ze środowisk sztuk pięknych pojawili się
również bardziej aktorsko, poetycko oraz
tanecznie nastawieni artyści. Im poświęcam
kilka krótkich uwag do zamieszczonych zdjęć.
Dotyczą one włoskiego neo-futurysty Massimo
Tiscali. W każdym razie powoływał się on
na tę awangardową tradycję stosując onomatopeiczne
chwyty( dajmy na to, naśladując wymioty)
w swojej opowieści anty Bushowskiej po
włosku i angielsku i trochę po francusku
też. Z kolei teatralny i aktorski, choć
jednocześnie otwarty na improwizację, był
performans Jose Torres Tama. Artysta bardzo
sprawnie wcielał się w różne postaci popkultury
jednocześnie kompromitując jej komercyjny
charakter w obliczu ludzkich tragedii dokonujących
się na podłożu rasowym i ekonomicznym.
Chodziło o nieprzypadkowe pożary, które
dotknęły w latach 70-tych dzielnice zamieszkałe
przez Latynosów w Hoboken, Stan Nowy Jork. Wreszcie wymagający dużej sprawności ciała taneczno-atletyczny performens
Danilo Casti i Allesandro Corboni z wykorzystaniem
bogatej aparatury akustycznej i jak widać
na zdjęciu, również dziwnego urządzenia
do emitowania dźwięków, reagujących na
ruchy tancerza.
A teraz, porcja moich performansowych zdjęć, w kolejności omawiania,
z komentarzem. Innymi słowy-fotografując
performans kątem oka.
zdjęcia
performansowe |