galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt

spis treści; 1; 2; 3; 4; 5; 6; 7; 8; 9; 10; 11; 12; 13; 14

Antoni Szoska

 

 

 

 

 

 

 



02

List otwarty artysty per formułującego do "galeryjnych"

 

W związku z tym, że uczestniczyłem w 11 edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Performance Zamek Wyobraźni w Ustce i w Stoczni Gdańskiej, po obejrzeniu tej artystycznej produkcji naszły mnie pewne refleksje, z których poniżej zdaję sprawę.

________Uwaga wstępna.

Dla mnie studia na krakowskiej ASP miały głębszy sens twórczy niż jedynie zdobycie warsztatu w dziedzinie grafiki artystycznej. Ale były też niewątpliwie ćwiczeniem z patrzenia pogłębiającym wrażliwość obrazu i obrazowania. Dlatego, jako artysta per formułujący, jednocześnie mając to wszystko na uwadze, zwracam się w tej sprawie do „galeryjnych”.

______________Potrzeba rozróżniania

Trudniej jest odróżnić dobry od złego performansu, niż dobry od złego obrazu. W malarstwie mamy przynajmniej podział na sztukę amatorską i profesjonalną, bądź naiwną i kształconą. W sztuce performansowej te granice się zacierają. Na przykład, malarz amator nie namaluje sam z siebie obrazu abstrakcyjnego, a raczej realistyczny i to z życia wzięty; jakiś widoczek bądź kwiatek czy portret swojej rodziny. Można powiedzieć, że malarstwo amatorskie pozbawione jest szeroko pojętej perspektywy jako analizy "okiem malarza a następnie, dajmy na to- Szybista"...Wymaga to, bowiem pogłębionego studium, które przeradza się ostatecznie w "wyższe studia plastyczne.

Z pozoru, performans o wiele łatwiej zrobić jest amatorowi. Ba, wręcz można powiedzieć, że cała ta sztuka jest w sobie "amatorska", jeśli rozumieć przez to element spontaniczności oraz improwizacji, z jaką jest podejmowana. Ale czy możliwa jest tutaj perspektywa, która powoduje, że mamy do czynienia z dobrym performansem?

Jeśli ktoś wybierając się na performans liczy na rozrywkę czy wyłącznie na "sensowny" przekaz, w którym wiadomo, co autor chciał przez to powiedzieć, lub, że będzie to coś w rodzaju teatru lepiej zamiast na performans niech się wybierze-do cyrku-na kolejny hit hollywoodzki( sam byłem ostatnio na świetnym filmie o emerycie "About Schmidt" i się wzruszyłem)-do kabaretu( nowy kabaret ma zresztą całkiem sporo elementów performansowych, lub jak mówi moja żona "performelowych-ele mele dutki")-albo niech zostanie w domu i obejrzy kolejny talk show

Jeśli z kolei chodzi o ludzi, poniekąd z branży to większość artystów malarzy( dyscyplina będąca królową sztuk plastycznych) słysząc to magiczne słowo "p e r f o r m a n s"( pisze się "performance") odnosi się do tego zjawiska lekceważąco, czy wręcz z irytacją. Ich zdaniem artyści performerzy to:-"pajace sztuki"-beztalencia, którym nie udało się w klasycznych dyscyplinach takich jak rzeżba, malarstwo i grafika artystyczna(na przykład drzeworyt)-dodajmy jeszcze:-"miernoty artystyczne"

-"hochsztaplerzy" i to co niegdyś w wywiadzie powiedział Profesor Włodzimierz Kunz- skądinąd jeden z ciekawszych malarzy z ASP w Krakowie, że "Artysta showman to postawa na dzisiaj-parateatralna-i taki ktoś występuje razem ze swoim dziełem. (...)robi też wiele rzeczy kontrowersyjnych." (Od siebie dodam, na przykład taniec para-erotyczny w "Pięknym Psie". Jeeesus Chrrrist!)

Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że każde, prezentowane tu, uogólnienie jest nie do końca prawdziwe. Zważywszy na wielowiekową historię malarstwa, popularyzację tej sztuki, wychowanie plastyczne w szkole, w tej całej masie twórczości znalazłoby się zapewne o wiele więcej złego gustu niż, w o niebo młodszej, sztuce performansu. Jeśli oczywiście gotowi jesteśmy się zgodzić na możliwość odróżnienia dobrego performansu od złego.

Wybranym artystom, którzy nie lubią tego rodzaju sztuki proponuję by umacniali się w postawie pogardy, bo to jest silna postawa artystyczna, a nie zwykła ignorancja. Wtedy, być może staną się partnerami stylu takiej pogardy, jaką reprezentuje, z drugiej strony barykady, Zbigniew Warpechowski-najstarszy polski performer-ponoć prekursor. Konsekwencją tej postawy, zaznaczam wyjątkowej, jest to, że również performer może uważać się za geniusza sztuki.

Pozostałym ignorantom przesyłam uśmiech sympatii "for the devil" jeśli są dobrymi malarzami, co najmniej tak dobrymi jak Kunz; rzeźbiarzami tak dobrymi jak...no właśnie, kto? Czy wreszcie grafikami tak dobrymi jak Jerzy Panek....

Jeszcze innych namawiam do większej sympatii, dla performansu choćby po paru piwach, a po wytrzeźwieniu, trochę jeszcze na kacu, na postawę krytyczną z poczuciem warsztatowego dystansu. To dobrze rokuje na przyszłość. Wśród warsztatowców jest zresztą gatunek specjalny. To ci nieliczni spośród wystawiających w krakowskich galeriach, których krytycyzm performansu podszyty jest lękiem o utratę warsztatu. Bo czy performans ma jakiś warsztat?

_______________Wziąć sobie coś do serca....

Mimo to muszę również przyznać, że część moich koleżanek i kolegów artystów ma serce do sztuki performansowej, której sami nigdy nie będą uprawiać. Na przykład malarz-abstrakcjonista geometryczny nie ma najmniejszego powodu by uprawiać ten rodzaj sztuki, chyba, że byłby to drugi Kantor? Jeszcze mniej powodów po temu ma artysta grafik, mimo że "egzystencjalny". Mam na myśli takiego, który nie tylko dba o estetyczne efekty na chińskiej bibułce, ale tworzy wielce tajemnicze "znaczki" o ukrytym przekazie, że dajmy na to "kocha" bądż "nienawidzi", bądź (PO)ŚRODKU(?). A propos, takim kimś był Janusz Kaczorowski, lecz niestety popełnił samobójstwo.

__________________Jak zatem odróżnić dobry od złego performansu?

Moim zdaniem, "dobry" musi mieć swoją osobowość i perspektywę, którą rozumiem na wzór "aury" opisanej przez Waltera Benjamina jako odczucie pewnej dali niezależnie od tego jak blisko znajdujemy się w sąsiedztwie dzieła sztuki. Stawiam też hipotezę, że ma on wtedy również charakter modelowy w odniesieniu do artystycznej twórczości jako takiej, która w tym przypadku sięga niejako bezwiednie i spontanicznie do swoich mitologicznych źródeł z, obecną tam, legendarną postacią "majster klepki" po francusku zwanej "bricoleur" i opisanej przez wielkiego badacza kultur pierwotnych Claude Levi-Strauss’a. A dzieje się to wszystko w świecie Global Village i mediów elektronicznych, jak by powiedział McLuhan-wielki wspólczesny prorok o wymiarze starotestamentowym.

W tym roku-uwaga idą młodzi!-poraz pierwszy miała miejsce obrona pracy magisterskiej z klasycznego performance na Wydziale Rzeźby krakowskiej akademii obok performansu cyfrowego na CD. Obie prace zostały przez profesorów rzeźbiarzy w komisji wyróżnione.W tym kontekście, akurat tego dnia obrony dyplomów, prace z rzeźby warsztatowej przeszły bez echa gdyż niektóre przypominały nieco galanterię rzeźbiarską sprzedawaną w galeriach architektury wnętrz.

Wracając jednak do klasycznego performansu, studentem, który go prezentował był Artur Grabowski, który najpierw wystąpił z performansem na żywo, a następnie pokazał dokumentację ze swoich innych wystąpień i przeczytał, zgrabnie napisaną, pracę teoretyczną na temat swojej twórczości. W czasie ożywionej dyskusji nad pracami dyplomowymi znamienna była reakcja znanego krakowskiego malarza Jerzego Puchalika, który szczególnie ciepło odebrał dwa "wiejskie"-jak je określam-performensy Grabowskiego. W jednym z nich "Oktoberfest" artysta zjada wykwintny posiłek z szampanem w oborze ze świniami; w drugim wyjaśnia swój performans.owcom/baranom w zagrodzie, które mu bez przerwy "przeszkadzają". Natomiast oglądając CD z pracy prezentującej sztukę komputerową, Puchalik jako malarz z krwi i kości, zareagował z niesmakiem. Nie oceniając wspomnianego drugiego dyplomu mającego zupełnie inny wymiar, chodziło o fragment ukazujący wygłaszającą sentencje filozoficzne waginę w kształcie kobiecych ust. Oba dyplomy stworzyły dla siebie wzajemnie pewien kontekst konfrontujący sztukę żywą z wirtualną. Puchalik jako dobry malarz natury okazał się mieć serce dla sztuki performansu ukazującą więcej z osobowości artysty w zaskakującej perspektywie "ludzko-zwierzęcej". Docenili to również inni członkowie komisji, w tym przypadku warsztatowi rzeźbiarze( przy innej okazji ustosunkuję się do owego wirtualnego dyplomu-A. Sz.)

______Rozmowa z Miho Iwata w Dymie po moim przyjeździe z festiwalu sztuki performans.

Spotkaliśmy się z Miho, kiedy to właśnie zawoziła CD ROM z nagraniem swojego performansu do Otwartej Pracowni. Oto jeszcze inna osobowość performansowa, która z kolei przekonuje, że artysta tego typu nie jest typowym "galeryjnym", a tym samym zapewnia sobie większą swobodę działania. Miho jest podczas swojego butoh jak z japońskich opowieści o duchach Lafcadio Herna. Widziałem ją, kiedy występowała w Otwartej Pracowni, prawie nago, właśnie poza pomieszczeniem galerii, w studni podwórka otoczonej szarymi, odrapanymi murami kamienic, które wraz z brudnym śniegiem tworzyły niesamowite tło dla jej prawie bezgłośnej "mowy ciała", gdyż jedynym odgłosem,(ale za to, Jakim!?)był tępy, porażający odgłos upadającego ciała na pokryty cienką warstwą śniegu zimny beton. Brr!!

Zgodziliśmy się z Miho, że są pewne miejsca niemal zabójcze dla performansu. Takim miejscem jest z pewnością scena teatralna zbyt mocno narzucająca konwencję aktorską. Performer nie jest w żadnym sensie aktorem, który zanim wystąpi ćwiczy rolę, choć nie jest już wyłącznie sobą podczas wykonania. Bliższy jest jakby ożywionej bezpośrednią obecnością osobie sportretowanej na płótnie, by użyć tutaj porównania z plastyką, z której w końcu się wywodzi. Jak się dowiedziałem z rozmowy Miho, której nieobcy jest teatr kiedyś mając do wyboru scenę wolała poszukać bardziej odpowiedniego miejsca z przypadkowym graffiti i dwoma reflektorami, z których na dodatek jeden nie działał. I w tym wyraża się właśnie duch tej sztuki, której obca jest zimna perfekcja.

_______________perfordansjor bezporterasz

Niemniej, podobnie jak w malarstwie istnieje performans amatorski, który da się odróżnić od artystycznego. Z tym pierwszym mamy do czynienia przede wszystkim w świecie polityki, co dobitnie pokazują ostatnie demonstracje robotnicze w Polsce a w życiu społecznym niektóre skandale obyczajowe. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na pewne wyjątki, jakimi były zarówno "Pomarańczowa Alternatywa", oraz słynny "długopis Wałęsy", którym podpisywał Porozumienia Sierpniowe. Były one jednak czymś o wiele większym i miały wręcz para-artystyczny szeroki oddech

twórczej manifestacji wolności ze względu na wyjątkowe czasy, w jakich się odbywały. Komuna z pewnością była bardziej "wyjątkowa" niż kapitalizm gdzie chodzi tylko o forsę. To były tej rangi zdarzenia, które mogą inspirować artystów performerów i w istocie czynią to do dzisiaj. Zatem, podobnie jak czynili to malarze tacy jak Chagal, Klee czy Rauschenberg również performer może użyć amatorskich, poza artystycznych form jako tworzywa swojego dzieła.

_________________Na przykład:

Niewątpliwie najlżejszą formą amatorskiego performansu jest taniec. Aby podkreślić jego lekkość powiedzmy, że na drugim biegunie mamy auto da fe jako rodzaj spektakularnego samobójstwa dla "Wielkiej Sprawy"(Profesor Maria Janion określa taką osobę jako "patriotę wariata"). Podczas gdy w tańcu jedynie używamy powiedzenia o "spalaniu się". A propos "gorąca"...ja się lubię pocić w tańcu.

Jako artysta performansowy rozróżniam w tańcu język ciała od mowy ciała parafrazując stosowany w językoznawstwie podział na "lanque" i "parole". Osobiście uprawiam zdecydowanie "parole". To znaczy puszczam ciało, jeśli tylko partnerka nawiązuje ze mną dialog ciał. Tak, więc, kiedy pewnego razu, na weselu mojej bratanicy jej rówieśniczka chciała zatańczyć ze mną "kaczuszki" ("langue" ciała) to zanim się załapałem skończyła się muzyka...

W swoim, performensie korzystam z tych amatorskich form jako tropów tanecznych takich jak:

-"Kilka ćwiczeń ze szczegółem przed premierą" (pięknie sfotografowanych przez Ryszarda Bobka w Rentgenie)

-"Antonio Porterasz" jako pseudonim recenzenta pochodzący z towarzyskiej rozmowy na temat mojego nałogu picia piwa "Porter"

-"Bawidamek-mój kontrowersyjny guru" prezentowny w mini instalacji w galerii "Albert" na wystawie "Gry i zabawy", a jakże...

Ostatnio zaś jako fragment performansu "Body, mind, art, czyli jak pokazać Wyznania chaotycznego umysłu’ international", którym dla obecnych podczas mojego wystąpienia obcokrajowców był "Perfordancer" zaś dla swoich "Perfordansjor bezporte(k)rasz". W swoim wystąpieniu na wspomnianym wyżej festiwalu wykorzystałem kilka tropów tanecznych. Między nimi fragment artykułu z "Elle" mówiący o tańczącym profesorze z ASP, który uprawia wszystkie możliwe figury, poczym przychodzi jego syn i mówi-tato, do domu!.

.............................................................................................................................................

W swoich papierkach znalazłem karteczkę z następującą uwagą: "pozdrawiam Joasię platoniczną i jej koleżankę długonogą Marysię, która się ze mną wywróciła w tańcu. Marysiu, mam nadzieję, że nic sobie złego nie zrobiłaś? W końcu, niemal natychmiast podnieśliśmy się z ziemi i tańczyli do godz. 3.00 nad ranem".

Antoni Szoska

 

 

 

 

 

 

 

 

Fotografie w tekscie: Łukasz Guzek

galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt


Copyright by "SZTUK PUK" 2001 - 2005 Kraków , Ryszard Bobek, Filip Konieczny