02
List otwarty artysty
per formułującego do "galeryjnych"
W związku z tym, że
uczestniczyłem w 11 edycji Międzynarodowego
Festiwalu Sztuki Performance
Zamek Wyobraźni
w Ustce i w Stoczni Gdańskiej, po obejrzeniu
tej artystycznej produkcji naszły mnie
pewne refleksje, z których poniżej zdaję
sprawę.
________Uwaga wstępna.
Dla
mnie studia na krakowskiej ASP miały głębszy
sens twórczy niż jedynie zdobycie warsztatu
w dziedzinie grafiki artystycznej. Ale
były też niewątpliwie ćwiczeniem z patrzenia
pogłębiającym wrażliwość obrazu i obrazowania.
Dlatego, jako artysta per formułujący,
jednocześnie mając to wszystko na uwadze,
zwracam się w tej sprawie do galeryjnych.
______________Potrzeba
rozróżniania
Trudniej
jest odróżnić dobry od złego performansu,
niż dobry od złego obrazu. W malarstwie
mamy przynajmniej podział na sztukę amatorską
i profesjonalną, bądź naiwną i kształconą.
W sztuce performansowej te granice się
zacierają. Na przykład, malarz amator nie
namaluje sam z siebie obrazu abstrakcyjnego,
a raczej realistyczny i to z życia wzięty;
jakiś widoczek bądź kwiatek czy portret
swojej rodziny. Można powiedzieć, że malarstwo
amatorskie pozbawione jest szeroko pojętej
perspektywy jako analizy "okiem malarza
a następnie, dajmy na to- Szybista"...Wymaga
to, bowiem pogłębionego studium, które
przeradza się ostatecznie w "wyższe
studia plastyczne.
Z
pozoru, performans o wiele łatwiej zrobić
jest amatorowi. Ba, wręcz można powiedzieć,
że cała ta sztuka jest w sobie "amatorska",
jeśli rozumieć przez to element spontaniczności
oraz improwizacji, z jaką jest podejmowana.
Ale czy możliwa jest tutaj perspektywa,
która powoduje, że mamy do czynienia z
dobrym performansem?
Jeśli
ktoś wybierając się na performans liczy
na rozrywkę czy wyłącznie na "sensowny" przekaz,
w którym wiadomo, co autor chciał przez
to powiedzieć, lub, że będzie to coś w
rodzaju teatru lepiej zamiast na performans
niech się wybierze-do cyrku-na kolejny
hit hollywoodzki( sam byłem ostatnio na
świetnym filmie o emerycie "About
Schmidt" i się wzruszyłem)-do kabaretu(
nowy kabaret ma zresztą całkiem sporo elementów
performansowych, lub jak mówi moja żona "performelowych-ele
mele dutki")-albo niech zostanie w
domu i obejrzy kolejny talk show
Jeśli
z kolei chodzi o ludzi, poniekąd z branży
to większość artystów malarzy( dyscyplina
będąca królową sztuk plastycznych) słysząc
to magiczne słowo "p e r f o r m a
n s"( pisze się "performance")
odnosi się do tego zjawiska lekceważąco,
czy wręcz z irytacją. Ich zdaniem artyści
performerzy to:-"pajace sztuki"-beztalencia,
którym nie udało się w klasycznych dyscyplinach
takich jak rzeżba, malarstwo i grafika
artystyczna(na przykład drzeworyt)-dodajmy
jeszcze:-"miernoty artystyczne"
-"hochsztaplerzy" i
to co niegdyś w wywiadzie powiedział Profesor
Włodzimierz Kunz- skądinąd jeden z ciekawszych
malarzy z ASP w Krakowie, że "Artysta
showman to postawa na dzisiaj-parateatralna-i
taki ktoś występuje razem ze swoim dziełem.
(...)robi też wiele rzeczy kontrowersyjnych." (Od
siebie dodam, na przykład taniec para-erotyczny
w "Pięknym Psie". Jeeesus Chrrrist!)
Nie
odkryję Ameryki, jeśli powiem, że każde,
prezentowane tu, uogólnienie jest nie do
końca prawdziwe. Zważywszy na wielowiekową
historię malarstwa, popularyzację tej sztuki,
wychowanie plastyczne w szkole, w tej całej
masie twórczości znalazłoby się zapewne
o wiele więcej złego gustu niż, w o niebo
młodszej, sztuce performansu. Jeśli oczywiście
gotowi jesteśmy się zgodzić na możliwość
odróżnienia dobrego performansu od złego.
Wybranym
artystom, którzy nie lubią tego rodzaju
sztuki proponuję by umacniali się w postawie
pogardy, bo to jest silna postawa artystyczna,
a nie zwykła ignorancja. Wtedy, być może
staną się partnerami stylu takiej pogardy,
jaką reprezentuje, z drugiej strony barykady,
Zbigniew Warpechowski-najstarszy polski
performer-ponoć prekursor. Konsekwencją
tej postawy, zaznaczam wyjątkowej, jest
to, że również performer może uważać się
za geniusza sztuki.
Pozostałym
ignorantom przesyłam uśmiech sympatii "for
the devil" jeśli są dobrymi malarzami,
co najmniej tak dobrymi jak Kunz; rzeźbiarzami
tak dobrymi jak...no właśnie, kto? Czy
wreszcie grafikami tak dobrymi jak Jerzy
Panek....
Jeszcze innych namawiam
do większej sympatii, dla performansu choćby
po paru piwach, a po wytrzeźwieniu, trochę
jeszcze na kacu, na postawę krytyczną z
poczuciem warsztatowego dystansu. To dobrze
rokuje na przyszłość. Wśród warsztatowców
jest zresztą gatunek specjalny. To ci nieliczni
spośród wystawiających w krakowskich galeriach,
których krytycyzm performansu podszyty
jest lękiem o utratę warsztatu. Bo czy
performans ma jakiś warsztat?
_______________Wziąć
sobie coś do serca....
Mimo to muszę również przyznać, że część moich koleżanek i kolegów
artystów ma serce do sztuki performansowej,
której sami nigdy nie będą uprawiać. Na
przykład malarz-abstrakcjonista geometryczny
nie ma najmniejszego powodu by uprawiać
ten rodzaj sztuki, chyba, że byłby to drugi
Kantor? Jeszcze mniej powodów po temu ma
artysta grafik, mimo że "egzystencjalny".
Mam na myśli takiego, który nie tylko dba
o estetyczne efekty na chińskiej bibułce,
ale tworzy wielce tajemnicze "znaczki" o
ukrytym przekazie, że dajmy na to "kocha" bądż "nienawidzi",
bądź (PO)ŚRODKU(?). A propos, takim kimś
był Janusz Kaczorowski, lecz niestety popełnił
samobójstwo.
__________________Jak
zatem odróżnić dobry od złego performansu?
Moim
zdaniem, "dobry" musi mieć swoją
osobowość i perspektywę, którą rozumiem
na wzór "aury" opisanej przez
Waltera Benjamina jako odczucie pewnej
dali niezależnie od tego jak blisko znajdujemy
się w sąsiedztwie dzieła sztuki. Stawiam
też hipotezę, że ma on wtedy również charakter
modelowy w odniesieniu do artystycznej
twórczości jako takiej, która w tym przypadku
sięga niejako bezwiednie i spontanicznie
do swoich mitologicznych źródeł z, obecną
tam, legendarną postacią "majster
klepki" po francusku zwanej "bricoleur" i
opisanej przez wielkiego badacza kultur
pierwotnych Claude Levi-Straussa. A dzieje
się to wszystko w świecie Global Village
i mediów elektronicznych, jak by powiedział
McLuhan-wielki wspólczesny prorok o wymiarze
starotestamentowym.
W
tym roku-uwaga idą młodzi!-poraz pierwszy
miała miejsce obrona pracy magisterskiej
z klasycznego performance na Wydziale Rzeźby
krakowskiej akademii obok performansu cyfrowego
na CD. Obie prace zostały przez profesorów
rzeźbiarzy w komisji wyróżnione.W tym kontekście,
akurat tego dnia obrony dyplomów, prace
z rzeźby warsztatowej przeszły bez echa
gdyż niektóre przypominały nieco galanterię
rzeźbiarską sprzedawaną w galeriach architektury
wnętrz.
Wracając
jednak do klasycznego performansu, studentem,
który go prezentował był Artur Grabowski,
który najpierw wystąpił z performansem
na żywo, a następnie pokazał dokumentację
ze swoich innych wystąpień i przeczytał,
zgrabnie napisaną, pracę teoretyczną na
temat swojej twórczości. W czasie ożywionej
dyskusji nad pracami dyplomowymi znamienna
była reakcja znanego krakowskiego malarza
Jerzego Puchalika, który szczególnie ciepło
odebrał dwa "wiejskie"-jak je
określam-performensy Grabowskiego. W jednym
z nich "Oktoberfest" artysta
zjada wykwintny posiłek z szampanem w oborze
ze świniami; w drugim wyjaśnia swój performans.owcom/baranom
w zagrodzie, które mu bez przerwy "przeszkadzają".
Natomiast oglądając CD z pracy prezentującej
sztukę komputerową, Puchalik jako malarz
z krwi i kości, zareagował z niesmakiem.
Nie oceniając wspomnianego drugiego dyplomu
mającego zupełnie inny wymiar, chodziło
o fragment ukazujący wygłaszającą sentencje
filozoficzne waginę w kształcie kobiecych
ust. Oba dyplomy stworzyły dla siebie wzajemnie
pewien kontekst konfrontujący sztukę żywą
z wirtualną. Puchalik jako dobry malarz
natury okazał się mieć serce dla sztuki
performansu ukazującą więcej z osobowości
artysty w zaskakującej perspektywie "ludzko-zwierzęcej".
Docenili to również inni członkowie komisji,
w tym przypadku warsztatowi rzeźbiarze(
przy innej okazji ustosunkuję się do owego
wirtualnego dyplomu-A. Sz.)
______Rozmowa
z Miho Iwata w Dymie po moim przyjeździe
z festiwalu sztuki performans.
Spotkaliśmy
się z Miho, kiedy to właśnie zawoziła CD
ROM z nagraniem swojego performansu do
Otwartej Pracowni. Oto jeszcze inna osobowość
performansowa, która z kolei przekonuje,
że artysta tego typu nie jest typowym "galeryjnym",
a tym samym zapewnia sobie większą swobodę
działania. Miho jest podczas swojego butoh
jak z japońskich opowieści o duchach Lafcadio
Herna. Widziałem ją, kiedy występowała
w Otwartej Pracowni, prawie nago, właśnie
poza pomieszczeniem galerii, w studni podwórka
otoczonej szarymi, odrapanymi murami kamienic,
które wraz z brudnym śniegiem tworzyły
niesamowite tło dla jej prawie bezgłośnej "mowy
ciała", gdyż jedynym odgłosem,(ale
za to, Jakim!?)był tępy, porażający odgłos
upadającego ciała na pokryty cienką warstwą
śniegu zimny beton. Brr!!
Zgodziliśmy
się z Miho, że są pewne miejsca niemal
zabójcze dla performansu. Takim miejscem
jest z pewnością scena teatralna zbyt mocno
narzucająca konwencję aktorską. Performer
nie jest w żadnym sensie aktorem, który
zanim wystąpi ćwiczy rolę, choć nie jest
już wyłącznie sobą podczas wykonania. Bliższy
jest jakby ożywionej bezpośrednią obecnością
osobie sportretowanej na płótnie, by użyć
tutaj porównania z plastyką, z której w
końcu się wywodzi. Jak się dowiedziałem
z rozmowy Miho, której nieobcy jest teatr
kiedyś mając do wyboru scenę wolała poszukać
bardziej odpowiedniego miejsca z przypadkowym
graffiti i dwoma reflektorami, z których
na dodatek jeden nie działał. I w tym wyraża
się właśnie duch tej sztuki, której obca
jest zimna perfekcja.
_______________perfordansjor
bezporterasz
Niemniej,
podobnie jak w malarstwie istnieje performans
amatorski, który da się odróżnić od artystycznego.
Z tym pierwszym mamy do czynienia przede
wszystkim w świecie polityki, co dobitnie
pokazują ostatnie demonstracje robotnicze
w Polsce a w życiu społecznym niektóre
skandale obyczajowe. Warto w tym miejscu
zwrócić uwagę na pewne wyjątki, jakimi
były zarówno "Pomarańczowa Alternatywa",
oraz słynny "długopis Wałęsy",
którym podpisywał Porozumienia Sierpniowe.
Były one jednak czymś o wiele większym
i miały wręcz para-artystyczny szeroki
oddech
twórczej manifestacji
wolności ze względu na wyjątkowe czasy,
w jakich się odbywały. Komuna z pewnością
była bardziej "wyjątkowa" niż
kapitalizm gdzie chodzi tylko o forsę.
To były tej rangi zdarzenia, które mogą
inspirować artystów performerów i w istocie
czynią to do dzisiaj. Zatem, podobnie jak
czynili to malarze tacy jak Chagal, Klee
czy Rauschenberg również performer może
użyć amatorskich, poza artystycznych form
jako tworzywa swojego dzieła.
_________________Na
przykład:
Niewątpliwie
najlżejszą formą amatorskiego performansu
jest taniec. Aby podkreślić jego lekkość
powiedzmy, że na drugim biegunie mamy auto
da fe jako rodzaj spektakularnego samobójstwa
dla "Wielkiej Sprawy"(Profesor
Maria Janion określa taką osobę jako "patriotę
wariata"). Podczas gdy w tańcu jedynie
używamy powiedzenia o "spalaniu się".
A propos "gorąca"...ja się lubię
pocić w tańcu.
Jako
artysta performansowy rozróżniam w tańcu
język ciała od mowy ciała parafrazując
stosowany w językoznawstwie podział na "lanque" i "parole".
Osobiście uprawiam zdecydowanie "parole".
To znaczy puszczam ciało, jeśli tylko partnerka
nawiązuje ze mną dialog ciał. Tak, więc,
kiedy pewnego razu, na weselu mojej bratanicy
jej rówieśniczka chciała zatańczyć ze mną "kaczuszki" ("langue" ciała)
to zanim się załapałem skończyła się muzyka...
W
swoim, performensie korzystam z tych amatorskich
form jako tropów tanecznych takich jak:
-"Kilka ćwiczeń
ze szczegółem przed premierą" (pięknie
sfotografowanych przez Ryszarda Bobka w
Rentgenie)
-"Antonio Porterasz" jako
pseudonim recenzenta pochodzący z towarzyskiej
rozmowy na temat mojego nałogu picia piwa "Porter"
-"Bawidamek-mój
kontrowersyjny guru" prezentowny w
mini instalacji w galerii "Albert" na
wystawie "Gry i zabawy", a jakże...
Ostatnio zaś jako fragment
performansu "Body, mind, art, czyli
jak pokazać Wyznania chaotycznego umysłu
international", którym dla obecnych
podczas mojego wystąpienia obcokrajowców
był "Perfordancer" zaś dla swoich "Perfordansjor
bezporte(k)rasz". W swoim wystąpieniu
na wspomnianym wyżej festiwalu wykorzystałem
kilka tropów tanecznych. Między nimi fragment
artykułu z "Elle" mówiący o tańczącym
profesorze z ASP, który uprawia wszystkie
możliwe figury, poczym przychodzi jego
syn i mówi-tato, do domu!.
.............................................................................................................................................
W
swoich papierkach znalazłem karteczkę z
następującą uwagą: "pozdrawiam Joasię
platoniczną i jej koleżankę długonogą Marysię,
która się ze mną wywróciła w tańcu. Marysiu,
mam nadzieję, że nic sobie złego nie zrobiłaś?
W końcu, niemal natychmiast podnieśliśmy
się z ziemi i tańczyli do godz. 3.00 nad
ranem".
Antoni
Szoska
