Roman Wysogląd bywam więc opisuję (52) aktualne >>> 1. Poczet Potworów krakowskich 2. Biuro podróży Pana Zimowskiego. 3. 4 czerwca 1989 roku skończył się nie tylko tak zwany komunizm 4. Bogdan Karczowski w „ Zejściu” 5. Subiektywna ocena roku 2010 6. Z sekund, niestety, nie da się złożyć wieczności. 8. Garderoba w komórce, czyli rodzina państwa Madejów w komplecie 9. Cały ten sonet, czyli kilka słów o Adamie Kawie. 11. Poplątanie z pomieszaniem, czyli „ Histeria w sztuce” w Muzeum Sztuki Współczesnej 12. Van Gogh a grajdołek w sztuce zwany krakówkiem. 15. Koń turkmeński, a sprawa polska. 16. „ Widmo wolności” według Luisa Bunuela. 18. Pana artysty Machowiny wędrówki po kraju. 20. W drugiej połowie lat czterdziestych 21. Zawsze uśmiechnięty Pan Bywalec 22. Obszczymur w krakowskim, dromomieszczańskim salonie. | Wernisaż na odległość. Knajpa znajdowała się przy ulicy noszącej – zresztą jak wszystkie – dość dziwną nazwę Östra Langgatan. Podłużny bar, kieliszki, butelki, znudzony barman, nigdy niezamykające się drzwi do toalety. Była sobota, pierwszy dzień tygodnia, 22 października, kilka minut po godzinie osiemnastej. Padał nic nieznaczący deszcz, kilka ostentacyjnie wychudzonych panienek zapytało, na kogo czekam. - Kazimierza Machowinę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą – już kilka minut temu powinien rozpocząć się wernisaż jego rysunków i obrazów. Odsunęły się ode mnie szybciej niż arabscy chłopcy od skandynawskich panienek, kiedy zapanował nowy kierunek w sztuce nazwany dość niezręcznie AIDS. Tak zwanymi oczami wyobraźni przejrzałem wspaniałe rysunki Kazia, niezapomniane obrazy, przeczytałem kilka Jego wierszy. - Chyba nienajlepiej się czujesz – ni to zapytał, ni stwierdził barman. - Zgadłeś. Przyszedłem na wernisaż a zastałem pustkę. Pod każdym względem. Szybkim, wytrenowanym ruchem sięgnął pod blat baru i bejsbolowym kij pojawił się w jego dłoni jak jakieś francowate fatum. - Zboczeńców nam tutaj nie potrzeba, dość mamy swoich. Chciałem zapłacić za piwo, ale przecież nie zdążyłem go nawet zamówić. - Mówiłeś coś o wernisażu? – Barman dziwnie szybko złagodniał - opowiedz, czym to się je. Kiedy koło drugiej po północy odprowadził mnie do drzwi i oparł o wieczność przypomniałem sobie, że przecież w poniedziałek muszę być w Alchemii na wieczorze Adama Kawy, więc szybko ruszyłem w drogę. Miałem do przejścia nie więcej jak około tysiąc czterysta kilometrów. W linii prostej, a podobno po tej linii chodzi się najtrudniej. Ale czego nie robi się dla prawdziwej sztuki?
Roman Wysogląd ( ciągle w drodze) |
home | wydarzenia | galeria sztukpuk | galerie | recenzje | forum-teksty | archiwum | linki | kontakt |