2004-12-27
09:08:42
Ja popadłem w depresję i nie chce mi się
(na nowo) żyć, ponieważ wymyśliłem prawie
w całości książkę Damischa - to już kolejna
ksiązka w moim życiu ,napisana przez kogo
innego, oczywiście nie byłbym w stanie
nigdy zrelacjonować tych wszystkich źródeł,
które on zebrał!! ... jedynym pocieszeniem
jest to, że zrozumiałem, iż Derrida opisał
dwa zasadnicze sposoby rozumienia dzieła
sztuki a także języka; pierwszy został
ustanowiony w trakcie relacjonowania "Poetyki" i "Retoryki" Arystotelesa
w tekście "Magie blanche" (wspaniale
przełożone przez jednego z doskonalszych
tłumaczy filozoficznych polskich Grzegorza
Margańskiego)>
- i tam dowiadujemy się, że można całość
językowości oraz "literackości" wraz
z "poetyckością" (ale częściowo,
bo bez "żywiołu lirycznego" mianowicie)
uważać za mechanizm metafory
to jest samoodniesienie z różnią pomiędzy
podobnymi składnikami
(trochę jak w tym amerykańskim określeniu,
że świadomość to jest taka właściwość która
pozwala podsłuchiwać przez ścianę (niedokładnie
słysząc) jak półkule mózgowe rozmawiają
ze sobą ) hmmm...
... to ma tyle wspólnego z mechanizmem
metafory, że właśnie on polega na tym,
że coś jest czynione czymś przez coś innego
- pojecie przez obraz i odwrotnie... metafora
to na ogół wizja odniesiona do pojęcia
czy nawet idei...
Tak więc my jako czytelnicy podsłuchujemy
jak w metaforze "złoty dysk słońca" rozmawia
ze sobą wizja "złoty dysk" z
bliżej "niesensualną" nie mającą "znaczenia" ideą
znaczeniową: - "słońce"
... cokolwiek jest w wizji dysku co lśni
jak złoto a nawet leci (dysk leci zazwyczaj)
i to szybko, jest pociskiem śmiercionośnym
(taka jego geneza) także - sposobem na
chwalebny wawrzyn olimpijski, odnosi się
do cielesności dyskobola i tak dalej i
tym podobne, może do męskości także owego
cielesnego rzucacza... to tym samym odnosi
się to do pojęcia 'słońce', które nabywa
jakiejś semantyczności ale to semantyczności
nie bezpośredniej, ile właśnie paralelnej,
to jest nie "takiej jak" ale "podobnej
do".... jest tam tego więcej....
Drugi tekst Derridy opowiada o sztuce
wieszczej albo o sztuce romantycznej, albo
takiej, którą (które) się uważa za ekwiwalent
albo prawdziwego następcę "religii".
Jest to tekst opisujący "Krytykę
władzy sądzenia" Imanuela Kanta i
nazywa się "Parergon".
- tu powiada się, że relacje pomiędzy
dziełem sztuki a odbiorcą są takie, jak
pomiędzy boskością a człowieczeństwem w
teologii czyli w istocie antropologii typowej
dla mistyków XVII wieku - na przykład Molinosa
- że mianowicie w "człowieku" jak
to powiada Kant (a Derrida to u niego odnajduje)...
... jest coś, co da się nazwać po heideggerowsku "znajdowanie-w-sobie-przyjemnosci-ku" (to
jest to małe serduszko co wylatuje z piersi
tego zażywnego fundatora zakonu na malowidle
w refektarzu, gdzie byliśmy po wieczorynce
na część Miłosza) owo "coś" jest
w osobie.... a ku czemu zmierza ono? Na
obrazku "zmierza ono ku..." dość
skomplikowanej konstrukcji symboliczno-alegorycznej
złożonej z Jezusa na krzyżu lecącego po
powietrzu, który, trochę jak jakiś spodek
łatający, wydziela z siebie promień światłości
i skierowuje go ku temu w dole, który emituje
z siebie wspomnianą znalezioną-w-sobie-przyjemność-ku...
 [i]
...w dziele sztuki żywiołem paralelnym
do tego promienia energetycznego co wypływa
też z piersi Jezusa lecącego na swoim kosmicznym
statku na tym niesamowitym pseudofresku
(malowany jakimś olejem chyba bo się błyszczy)
więc żywioł paralelny w dziele sztuki to
coś, co Kant nazywa po łacinie pulchritudinis
vague a co Kwietniewska przełożyła jako "wolno
błądzące piękno"!
... ono otoczone jest "parergonem" albowiem
samo jest tymże "ergonem" (o
ile pamiętam jednostką siły czy energii
jest coś co się nazywa "erg"...)
no i to jakieś poza światem połączenie
zachodzi na całkiem innym planie niż
przyjemność i pożytek (zbudowanie moralne)
oraz ładność i wdzięk
oraz urok i uroda, smak,
czyli wszelki "zmysł." (estetyczny
na przykład)
- gdyż one wszystkie odnoszą się (tylko)
do tej ramy ozdobnej, do kartusza, obramowania,
odrzwi, ornamentu okalającego czyli do
parergonu cytowany przez Derride przykład
dawany przez Kanta to przykład parergonu
w postaci kolumnady wokół świątyni (greckiej,
Partenonu zapewne ale i też chyba idealnego
budynku Palladia??) w tych jednakowoż budynkach
jest tylko kolumnada i fasada w środku
raczej niczego specjalnego nie ma (inaczej
niż w meczecie lub świątyniach animistycznych
oraz buddyjskich..) w każdym razie w świątyniach
mistycznych (a taką właśnie świątynia jest
w rozumieniu Kanta dzieło sztuki "w
środku" nie ma nic dostępnego zmysłom!!!
Albowiem "wolno (swobodnie)
błądzące piękno" nie jest jakością
zmysłową ani zresztą i nie intelektualną!!! -
podobnie jak "łaska nieodparta" u
Molinosa (a także u innych, co by wyczerpywało
słuszność sugestii Habermas, że "Kant
w istocie był 'pietystą'")[ii]
Jedyną władzą osoby (człowieka) jest właśnie
to dziwaczne i z pozoru niezrozumiałe znajdowanie-w-sobie-przujemności-ku...
osobiście sądzę, że najważniejsze jest
w tym wszystkim owo skierowanie "ku" (zaimek?
wskazujący?) który odpowiada tej "mistycznej" gotowości
duszy na przyjęcie "łaski nieodpartej" ale
to jest już jakby oczywiste (czy ja wiem?...)
... ..., ale najlepsze (najlepiej wyjaśniające
(się nawzajem)) jest to, że Derrida dał
swoją ilustrację do swojego wywodu, tu
streszczonego, w książce swojej,
A oto ona:
gigant Goya'i ...
ja dodam od siebie, że ten "gigant" jest
zarówno podobny do Goya'i jak i do Weltschka
a patrzy on wobec kosmosu dokładnie odwrotnie
jak inny (ale już nie gigant) patrzy...
mianowicie u Friedricha:
jesteśmy przy Kancie tłumaczonym przez
Derridę, i jego dziele sztuki jako czymś
co ma w sobie wolno błądzące piękno oraz
o "człowieku" co ma w sobie "odkrycie-przyjemności-ku..." to
dalej dla mnie najlepszym wyjaśnieniem
metaforycznym tego, co mogłoby być relacją
pomiędzy dziełem a istotą sztuki jest poniższa
ilustracja, odnosząca się do całkiem jakoby
czego innego:
bo jeśli nie to (co powyżej), to jednak
pozostaje kobiecie czy zwyczajnie - odbiorcy
sztuki tylko taka opcja, jak poniższa...
a ta opcja to jest już całkiem inna historia,
mianowicie ta, która opisana jest przez
Arystotelesa (oraz w Białej Mitologii Derridy)
a mianowicie historia metafory "metafory
Pierwotnej" obrazów fundamentalnych
(za takie się uważających) czy "filozofemów" a
to znaczy tropów przedfilozoficznych (co
skierowuje nas wprost do tego rojenia młodego
Fryderyka Nietzschego, który marzył o półzwierzęciu
i półbogu, jakimś pijanym faunie, który
ryczy choc, co jest dytyrambem a z czego
wywiedzie się czy nawet stale wywodzi i
muzyka (jako liryczność) i tragedia (jako "katharsis")
[i] ten obraz, ta wizja rubaszna a zarazem
niesłychana w swojej znaczeniowości, znajduje
się na ścianie refektarza klasztoru Augustianów
w Krakowie przy Augustiańskiej
[ii] Kant - jak widać - pisał i mówił
w sytuacjach, gdy inni już dawno zrezygnowali
z możliwości mówienia, (ponieważ uznali,
że znajdują się poza językiem) - Kant jednak
wtedy także a zwłaszcza wtedy, dalej mówił,
ten skrajny absolutny racjonalista....
(to mój komentarz) |