magazyn sztuki



Wladysław Podrazik


dotychczasowe >>>

aktualne >>>


1. O niezniszczalności Obrazu

2. Odejście Mistrza

3. Wystawa malarstwa Jerzego Dmitruka

4. „Może chodzi o tych dwu albo trzech...”

5. Sztuka - jako ostatnia działalność metafizyczna w kulturze Zachodu


Władysław Podrazik

 

Odejście Mistrza



 Wszystko, co ma sens na tym świecie, jest ofiarą.

 Nasza śmierć, jeżeli ma mieć jakikolwiek sens, musi

 być przez nas przyjęta jako nasza osobista ofiara.

                                                                                                                                                      Jerzy Nowosielski

                                                                                                   

Jerzy Nowosielski, wielki malarz, jeden z najciekawszych myślicieli teologicznych XX wieku, a przede wszystkim, dobry człowiek, opuścił doczesny świat 21 lutego Roku Pańskiego 2011 po długiej chorobie i udał się w dobrze znanym sobie kierunku, a więc tam, dokąd odsyła każda z pisanych przez niego ikon.

 

Pozostawił po sobie imponujący dorobek twórczy, niezliczoną ilość ikon i obrazów, tysiące szkiców i rysunków. Zrealizował kongenialne wręcz polichromie i ikonostasy w wielu cerkwiach prawosławnych i grekokatolickich, a także w kościołach rzymskokatolickich.

Ważne i bardzo cenne dla naszej kultury duchowej są jego wywiady, teksty i książki, które zostały opublikowane w drugiej połowie ubiegłego wieku. W swoich refleksjach na temat kondycji współczesnego świata zawsze chodził własnymi ścieżkami. W okresie apogeum narastającego w Polsce postmodernistycznego zamętu ukazuje się jego przejmujące wyznanie wiary – rozmowy pt. Mój Chrystus (1993). Dla każdego, kto jest jako tako zorientowany w zagadnieniach teologii, lektura tej książki, jak i innych jego publikacji może być fascynującym duchowym doświadczeniem.

 

Jerzy Nowosielski, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, nie był typowym pedagogiem. Miał w sobie coś z Szalonych Mistrzów. Uczył metodą niemal pozasłowną. Nikogo zbytnio nie hołubił, nie narzucał swojego punktu widzenia, był oszczędny w słowach, zagadkowy w ocenach. Jego niebanalne sądy i wypowiedzi dają do dziś jego byłym uczniom wiele do myślenia. Kto oczekiwał od Jerzego Nowosielskiego konwencjonalnego podejścia, nadmiernej wyrozumiałości dla własnego ego, szybko doznawał zawodu, wpadał w zniechęcenie, a nawet w rozpacz, i chyłkiem wynosił się do innej pracowni.

 

Jako pedagog chętnie dzielił się swoją rozległą wiedzą z tymi, którzy po wcześniejszym zapoznaniu się obszerną literaturą z obszaru ezoteryki i teologii mistycznej Kościoła wschodniego, sygnalizowali swoje zainteresowanie zagadnieniami z pogranicza teologii, filozofii i sztuki. Kiedy spotykał się ze zbyt dociekliwymi pytaniami, dawał delikatnie do zrozumienia, że ma dostęp do takich przemyśleń, którymi nie może się podzielić z nikim, a które sam przeniesie poza próg śmierci.

 

Przez ponad 11 ostatnich lat chory, nieco zapomniany, w izolacji, z ewangeliczną łagodnością, bez słowa skargi dożywał swoich dni. Choć często zawodziła go pamięć, do końca pamiętał o Bogu, o ikonie i o codziennej modlitwie... Głębia jego religijności była wyjątkowa. Nie bał się śmierci, często wspominał o niej, i wyznawał, że chce już umrzeć.

Czasami, podobnie jak Wiliam Blake na łożu śmierci, śpiewał hymn do Boga: greckie Agios o Theos, Agios ischyros, Agios athanatos, eleison imas przeplatało się ze starocerkiewnym Sviatyj Boże, Sviatyj Krepkij, Sviatyj Biezsmiertnyj, pomiłuj nas. 

 

Od 2000 roku jego świadomość spraw świata doczesnego ulegała powoli postępującemu zanikowi. Czasami, gdy poczuł się lepiej, wyrażał tęsknotę za spacerami po znanych mu miejscach w Krakowie. Na dźwięk słowa Cerkiew twarz jego poczynała jaśnieć, a na ustach pojawiał się promienny uśmiech.

 

Wszyscy jego bliscy umarli byli nadal dla niego żywi i obecni, tuż obok, za ścianą. Tylko „na chwilę wyszli”: żona Zofia, matka Anna, ojciec Stefan, Tadeusz Kantor...

 

Wewnętrzny świat Jerzego Nowosielskiego był niczym rozlegle imperium z prowincjami malarstwa, teologii, teozofii, filozofii, buddologii, gnozy, ezoteryki i mistyki. Podczas postępującej choroby ze smutkiem obserwowałem, jak w miarę upływu czasu odpadają jedna po drugiej. Najpierw zaprzestał malowania, później rozpoczął się proces utraty zdolności błyskotliwego przemieszczania się w obrębie umysłu, a także zanik tzw. pamięci bliskiej. Mistrz powoli zaczął zstępować do Szeolu. Kiedyś ktoś zaczął w jego obecności narzekać, że starość jest okropna. Nowosielski odpowiedział cicho: „przecież starość to przygotowanie do śmierci”

 

Pomimo spustoszeń, jakich dokonywała postępująca choroba, sama świadomość, że Mistrz jest jeszcze w tej rzeczywistości, po tej stronie, że pomieszkuje na znanej ulicy w Krakowie, dodawała tym, którzy go bliżej znali, jakiejś niewytłumaczalnej duchowej otuchy. To właśnie takim ludziom od 21 lutego 2011 roku Kraków wyda się dziwnie opustoszały.

 

Ja sam pomyślałem w ten lutowy wieczór o jego dziełach, o radości i wsparciu, jakie dają jego ikony, obrazy i liczne jego pisma. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę ze znaczenia jego głębokiej żarliwości religijnej i wypływającego z tego źródła potężnego strumienia energii twórczej. Bez Chrystusa o którym mówił i pisał „mój”, Nowosielski nie osiągnąłby tak wielkiej siły duchowej.

 

Jerzy Nowosielski był bez wątpienia charyzmatykiem. To charyzmat, czyli pochodzący od Ducha Świętego bezinteresowny dar-łaska, który mu towarzyszył przez całe twórcze życie, sprawiał, że uprawiał taką a nie inną, przesiąkniętą na wskroś elementami misteryjnymi sztukę, i w taki a nie inny sposób formułował teologiczny namysł nad fenomenem przedstawienia sakralnego.

 

Sztuka Nowosielskiego to dla nas nie do końca jeszcze odkryte wielkie dobro i dar – dar bezinteresowny, dar dla nielicznych, dla niewielu... „Swoi go nie poznali” – wiedział o tym i dał temu wyraz w gorzkim wyznaniu: „może chodzi o tych dwóch albo trzech, dla których wśród wzgardy i niezrozumienia trzeba pracować przez czterdzieści lat, owe czterdzieści dni na pustyni, czterdzieści lat wędrówki przez okrutny Synaj?”

 

Pomimo obecnego niezrozumienia i braku pełnej akceptacji jego sztuki religijnej na poziomie wspólnot parafialnych, można być spokojnym o jej przyszłość. Ikona bowiem stanowi taki przyczółek boskości w obszarze sztuki, którego żadna niechęć, a nawet jawnie satanistyczne trendy nie są w stanie unicestwić. Bo ikona to taki obraz, który nie potrzebuje żadnej „podpórki” ze strony ludzkiego spojrzenia. Sama posiadając w sobie promienną energię płynącą spoza obszaru widzialności, może dowolnie długo i cierpliwie czekać, aż po zniknięciu tych, którzy odmawiają jej do siebie dostępu, pojawią się ci, którzy przyswoją sobie zdolność oddawania należnego jej szacunku i modlitewnej uwagi.

 

Jerzy Nowosielski miał niezwykły pogrzeb: w Cerkwi, tak jak tego od dawna pragnął. Dwudniowe, wielogodzinne uroczystości żałobne odbyły się 25 i 26 lutego zarówno w Cerkwi grekokatolickiej, gdzie został przed 88 laty ochrzczony, jak i w Cerkwi prawosławnej na ul. Szpitalnej... Spoczął na Cmentarzu Rakowickim w Alei Zasłużonych...

 

Wiecznaja Pamiat' Tobie, Mistrzu Jerzy... Wiecznaja Pamiat'!

 

Kraków, luty 2011



home | wydarzenia | galeria sztukpuk | galerie | recenzje | forum-teksty | archiwum | linki | kontakt