Inga Malina - teksty aktualne >>> | Pokonany przez paryską mgłę... Pierwsze dni Nowego roku mroźnie, śnieżne, zasypujące nasze ślady pozostawione w całkiem sporych zaspach sprzyjają wywoływaniem letnich wspomnień, budzą pytanie czy zasypie wszystko, zawieje.... W lipcu 2009 Galeria Arti Do Tuum wystawiła podobno cudem odnalezione i namiętnie zbierane przez kolekcjonera szczególnie cenne dzieła Jozefa Pressera. Pokonany przez paryski spleen, na który narzekała także świetna polska malarka Olga Boznańska popełnił samobójstwo w 1967.Dlaczego mieszkając w mieście artystów, wśród braci na Montparnassie, malując i doświadczając przyjemności i sławy, obsypywany stypendiami, doceniany już jako nastolatek artysta popełnia tak desperacji czyn? W paryskiej mgle zdarzały się dziwniejsze rzeczy...Nie można sprawdzić tego w dziennikach, a pewnie je pisał, rodzina raczej milczy lub już wymarła...Co pozostaje prócz patrzenia na kilkanaście wysortowanych prac i dociekanie niemal detektywistyczne nie tyle życia lecz motywów w tym fascynującym malarstwie. Urodzony w Lublinie, mieście nie tylko Singera (to nazwisko nadal kojarzy się ogółowi z maszyna do szycia)nastoletni Josef Presser jeszcze przed pierwsza wojną światowa opuszcza Polskę.12 letni stypendysta prestiżowej School of the Museum of Fine Arts miał być równie zdolny jak Picasso. To porównanie docenia nie tylko świetnie szkice wykonywane z biegłością, ale sięganie po motywy tak charakterystyczne dla nich obu: przedstawianie portretów cyrkowców, ludzi z marginesu społecznego, którzy tak chętnie pozowali być może z sympatii, za przysłowiowy obiad lub kawę z magdalenką. Studiowanie z Boston Museum of Fine Arts School było zapewne ciekawe, pouczające i rozwijające zarazem. Członkowstwo w prestiżowym Philadelphia Watercolor Club zapewne otwierało drzwi salonów, serca dam, prowokowało krytyków do opinii, inspirowało kolegów artystów. W Stanach uważany jest za pioniera, to słowo lepiej oddaje amerykański zachwyt nad polskim artystą, stylu zwanego ekspresjonizmem abstrakcyjnym. Podobnie jak Chagall chciał zatrzymać przemijający świat żydowskich miasteczek,ale o ile Chagall robił to radośnie, wpisywał się cyklem litografii biblijnych w starotestamentową tradycję Presser zżerany przez robaka melancholii marniał . Podróżując po świecie, nierzadko w trudnych warunkach jako majtek pracujący na statku odnajdywał w ludziach pracy ,przemęczonych, odtrąconych przez mieszczan spragnionych rozrywki cyrkowcach ziarna melancholii. Tropił je we włóczęgach, klaunach, muzykach, a także dziełach starych mistrzów, które tak twórczo interpretował. DZIEWCZYNKA. Rysowana w 1940 roku ,,Dziewczynka’’ markotna z okrągłą buzią tak przypomina dziewczęta Boticellego układem głowy, typem urody, zawojem na głowie. Szary, przechodzący w odcień rozmytego atramentu oplata jej twarz i długą szyję. Cynamonowy brąz odbijający się na ustach, policzku, włosach niknie pod zawojem oplatającym takim wdziękiem włosy. Styl kreskowania przypomina najstarsze tatuaże-prosty, dramatyczny, zwięzły zamyka tajemnicę jej smutnych przeżyć. Czy ktoś powiedział jej Talita kum! Lub choćby jak Sted(także wędrujący po Michigan urodzony we Francji) :-Dziewczynko, gałązko jabłoni...Może gdy zobaczył z takim przejęciem oddającego się szkicowaniu stylowego i tak przystojnego, żywiołowego i kochającego życie Pressera zatrzymał się, zainteresował...Szkoda, że brakuje nazwy miejsca gdzie wykonano to dzieło.
PARYŻ .Czy to właśnie za spokój jej duży wznosi modły para starszych ludzi w obrazie ,,Modlitwa”’? Bijąca po oczach czerwień kaftanu staruszki kontrastująca z jej szarą twarzą opartą na zmęczonych, steranych od pracy rękach na tle cyrkowo różowej ściany niepokoi. Widać po niej, że oddaje Bogu swoje dzienne sprawy, a on? Zapatrzony, trudno mi uwierzyć, że na celebransa, mężczyzna we frygijskiej czapce z odsłoniętym i pysznie odmalowanym uchem jest wyraźnie czymś poruszony. Zielone pasy na rękawach i szminkowy róż kaftanu wywołują u widza zamiast spodziewanej dysharmonii stanięcie przed obrazem tak plakatowym w formie niemal na baczność. Motyw pary wpatrzonej w dal odnajdujemy także na rozbuchanym kolorystycznie obrazie ,,Słuchacze’’. Frygijska czapka, orli nos, podmalowane jak na egipskich malowidłach oczy i usta mężczyzny przysłania kobieta. Pasuje do niego-podobne rysy, długie ,czarne włosy o tej niemal błękitnej czerni, spotykanej u kruków w ruchu i przy zimowym oświetleniu, zaznaczona na czubku głowy i w podmalowaniu oczu. Kolory chusty są wściekle wiejskie: pąsowy i pobielany błękit wiejskich chałup. Z Łowicza raczej nie pochodzili, ale jej sukienka czy kaftan ma właśnie taki pasiasty wzorek. Zasłuchani w 1938 w jakąś arcyważną wiadomość pozbawieni nazwiska krzyczą obecnością i kolorami na tle jasno-czarnej ściany. Dwoje ludzi lub dwie postacie, kontakt między nimi, niema rozmowa stały się niejednokrotnie leite-motivem twórczości Pressera. Znaczone bez litości tuszem, ostro, dokładnie, niemal z zastanawiająca mściwością do materii twarze ludzi z ,,Zadumy’’ nikną w bezbrzeżnej melancholii. Stroje mogą, ale nie muszą przecież, kojarzyć się wyłącznie z cyrkiem. Ślady malowania-zielone usta i cienie nad brwiami postaci stojącej niżej ,dwie czerwone krechy mogą być także znakiem ran –takie odczytanie uprawdopodobniło zaciśnięcie ust, wykrzywienie twarzy, która wstrzymuje płacz. Wyższa postać ma przewagę-góruje wzrostem, ma bogaciej przybrany stój, rozbuchany barwami pyszni się przed niebieską kurteczką niskiego mężczyzny w czapce jakby żywcem wziętej z amerykańskich urodzin... Odwieczny temat przywołujący zwykle radość, nadzieję czy miłość czyli taniec odsyła nas raczej do klimatu ,,Tańca śmierci’’ Edwarda Muncha. Blondynka o topornie zaznaczonych rysach i zdeformowanym nosie trzyma rękę na ramieniu partnera. Ręka jest zamazana-białe miejsce i sugerujące ten element szare kreski rażą niedbałością. Pod koniec życia takie białe plamy, wolne miejsca i niedbałe kreski rysowała też Olga Boznańska w tym samym ponurym Paryżu. Nakrycie głowy kobiety-ozdobne, kojarzące się z balem karnawałowym, dworem renesansowym, a może nawet z weselem jest szaro-błękitne. Ukazani w amerykańskim kadrze jakby podglądani przez okno tańczą w nader smętny sposób .Czerwony kaftan mężczyzny i jasno-czerwona koszula w zestawieniu z jego wyraźnie odętym wyrazem twarzy(podkreśla to uniesiona broda)zwiastują poważny dysonans. Ona nie patrzy ani w niego, ani na nas...Właściwie nie patrzy nigdzie bo zamiast oczu na tylko dwie kreski, a twarz po lewej stronie od nosa do brody przecina podwójna szrama jak na jasnogórskim wizerunku...Żywe kolory: pomarańcz, czerwień nie kojarzą się jak w ludowej i nie tylko symbolice z życiem...Ich znaczenie jest inne: poraża nas śmierć, samotność, bezradność, kredowy kolor twarzy znaczą czarne kredki...Obraz ten pochodzi z 1943 roku. AKTY. Oprócz par na szczęście artysta rysuje studia postaci kobiecych-częsty i zawsze ,,sprzedajny’’ temat jakim jest akt. Skreślony sangwiną brązowy ,wykadrowany tak by nie pokazać głowy, ani nóg poniżej kolan z pięknym brzuchem, krągłymi biodrami zamkniętymi udami przedstawia jakąś młodą i zapewne ładną, a na pewno pociągającą dziewczynę. Podparta rękoma kontaktuje się z widzem tylko przez tajemnicze przesłanie zawarte w zaznaczonej z dzika precyzją piersi...Taka tajemnica, taka kobiecość ,która na mnie patrzy przekonuje bardziej niż dziełko współczesnej nam Żebrowskiej. Drugi akt nawiązuje niemal do picassowskiego ,,Aktu schodzącego po schodach’’’. Akt zszedł, a teraz klęczy i błaga o zmiłowanie. Rozjechane kontury uwydatniają jak na kadrach niemego filmu rozstawione w geście poddanie ręce ,a z tyłu zamazane rysy tej samej kobiety sięgającej ręką do policzka. Dramatyczne jak ,,Rozstrzelanie powstańców madryckich’’ malowane przez Goyę lub spokrewnione krzepkością postaci, bujnej ,z mocnymi ramionami, o pospolitym proletariackim typie urody mogło być inspiracją dla ...Wróblewskiego. O pięknie i podobieństwie kobiety do...konia myślę patrząc na akt malowany temperą i kredkami. Mam nieodparte wrażenie, że ścięto jej włosy-czerń, która je sugeruje- roztapia się w ołowianym tle. Błękitna krecha biegnie od szyi do przytulonych kolan. Powtarza się także na boku i chudziutkich żebrach. Smutna i zobojętniała siedzi i dotyka rękami stóp. Naga ,z ładnym udem na pierwszym planie przysiadła na murawie. Zieleń i krecha biegnąca z tylu pleców i zawijająca się przy biodrach jak ogon nasuwa skojarzenia z końskim ogonem. Najbardziej wstrząsająca jest postać z 1942 roku: bez głowy, pochylona do przodu, z rękami schowanymi pod siedzeniem tak nienaturalnie zesztywniała, tak dramatycznie wydobyta z głębokiej czerni tuszowego tła zwraca uwagę zarysowanym na podobieństwo małych skrzydełek jak u Nike pasów: malachitowej zieleni, spłowiałego grantu i wyblakłej czerni. Kształty są ładne-patrzymy niemal na miss Ma się wrażenie, że Presser malował krwią płynącą z boku kobiecego ciała, zaznaczał kształty barwą atramentu jakim zalewano wycięte w skórze rysunki. KONIE. W 1946 na obrazie pojawi się odwrócona tyłem do widza kobieta, która przyszła popatrzyć na konie czy je nakarmić, a może porozmawiać z żołnierzami. znany z inowrocławskich fajansów błękit użyto do odmalowania jej bluzki, kurtki czy bardziej ogólnie górnej części garderoby i rajstop. Amarantowa spódnica kłuje w oczy.Za to śliczny i spokojny kasztanek trąca pyskiem błękitnego konia ,który zapewne tarzał się w świeżej trawie. Niełatwy ,,Powrót’’ (1940) to zakradająca się do swojego, a może czyjegoś obejścia postać w furażerce. Nachylona w stronę otwartego okna czujna i gotowa do nagłego odjazdu bada sytuację. Koń odwrócony do nas zadem oddany z niesamowitym talentem i pieczołowitością na tle psychodelicznej niebieskości ściany robi wrażenie spokojnego. O tym, że toczyła się wojna świadczy tylko rozbryzgana pod ścianą czerwień i wstęga jak granica oddzielająca twarz żołnierza, zakrywająca go jakby malarz chciał chronić jego anonimowość. Przyjaźń między człowiekiem ,a koniem, ich bliskość, zaufanie, oddanie i opieka uwidoczniły się także w narysowanym na szarym papierze, bez dbania o tło, szczegóły czy tego typu detale malowidle ,,U kowala’’. Kowal przymierza podkową-tylko jego postać robi wrażenie dokończonej. Bo tulący się do końskiego pyska mężczyzna zamiast głowy ma coś przypominającego turban, a jego rysów nie sposób odróżnić...Koń także byłby ideałem, gdyby nie trzy tylne nogi...Przedstawianie tych jeszcze chudziutkich o źrebięcych kształtach (,,Koń’’1940) i potężnych perszeronów, a także leżącego zwierzęcia w obrazie ,,Przy żłobie’’ świadczy o przywiązaniu do tematu realizowanego w różnych formach ,z użyciem silnie nasyconych barw, z ogromnym zaangażowaniem i talentem. W ostatnim obrazie leżący koń ma wybitnie polskie kolory :biała grzywa i czerwona maść przez która przebija biel nadają zwierzęciu symboliczne znaczenie. Zwłaszcza, że konie z natury stoją, a jak się kładą to są w bardzo złym stanie... Zaprezentowana kolekcja pochodzi ze zbiorów Andrzeja Ziętkiewicza zamieszkałego w Woodstock. Zdjęcie z Archives of American Art wykonane w 1964 przedstawia króciutko ostrzyżonego ,wesołego Pressera otoczonego w Chares gromadką chłopców…Najważniejsi byli dla niego ludzie-to ich życie chciał poznać podróżując z cyrkiem, jako członek załogi francuskiego kutra czy pływając barką w rzekach Belgii i Francji.. Mieszkając na nowojorskiej Union Square wrażliwy na pogrom jaki sił wśród bezrobotnych Wielki Kryzys oddal się całkowicie sztuce. W 1941 roku ożenił się z Agnes Hart-także artystką chętnie się zrzeszał: w Woodstock Art. Assocition czy Maverick Artist Colony. Zamiast aforystycznej puenty ,błyskotliwego zdania wymieniam na końcu tylko jeszcze jeden obraz ,,Marzenie’’ i kończę cytatem innego znanego artysty tragicznie zmarłego Andrzeja Zauchy: Se la vie...cały twój Paryż z pocztówek i mgły, Se la vie wymyślony, Ce la vie ciebie obchodzi, Przejmujesz się tym. Knajpa, kościół, widok z mostu, Knajpa, kościół i ten bruk Tak realny... Piosenkę znam na pamięć jak wiele innych, może ktoś z czytających także...Może dokończyć lub w iście kloszardowski stylu odgwizdać ciąg dalszy... |
home | wydarzenia | galeria sztukpuk | galerie | recenzje | forum-teksty | archiwum | linki | kontakt |