Roman Wysogląd - teksty | Moja ” Krupnicza 22”. Przemyślenia, które nachodzą mnie dzisiaj, kiedy słyszę słowo „Krupnicza 22” można podzielić na cztery części: a. Koło Młodych przy ZLP. Lata 1968-1971. b. Moje „ związki” z Krupniczą 22. c. „Zameldowany przy Krupniczej 22 1986?-1998?. d. Przyjaciele, żony i wdowy po pisarzach, czyli „ jaka literatura taki dom”.
1.Legenda, która zawsze przeciwstawiała się ( była przeciwstawiana) rzeczywistości.
Istnieje bardzo dużo książek, artykułów, wywiadów, w których proces powstawania tak zwanego życia literackiego na początku roku 1945 w Krakowie, a szczególnie przy Krupniczej 22 ( między innymi Tadeusz Kwiatkowski, sławna rola pułkownika Ważyka w „załatwieniu” kamienicy, bez żadnych „papierów” co przy sławnej transformacji 1989 roku zaowocowało szczególnymi kłopotami), więc pewnie zna je Pani doskonale. Dla mnie, młodego poety, którym nagle pod koniec lat sześćdziesiątych, ku własnemu zdumieniu „ stałem się” adres Krupnicza 22 kojarzył się z kołem Młodych na którego zebranie – zawsze w piątki o 18.00 zdecydowałem się pójść. Naturalnie wiedziałem, kto w tej kamienicy mieszka, jaką cieszy się legendą, pamiętałem także o przygarnięciu przez literatów na jakiś czas kabaretu „ Piwnica pod Baranami”, gdy władze zakazały korzystać z ich stałej siedziby. Wkroczenie do „ świątyni sztuki” – jakim były wtedy zebrania Koła Młodych prowadzone z ramienia ZLP przez Beatę Szymańską i Krystynę Szlagę, a później demonicznego Ryszarda Kłysia – przynajmniej dla większości uczestniczących w nich młodych twórców pozostały do dzisiaj jednym z dwojga głównych ( obok Turniejów Jednego Wiersza w Jaszczurach) wyznaczników przynależenia „ do czegoś konkretnego”. Zebrania składały się z dość prostego schematu : jeden z nas czytał swoje „ wypociny: po czym następowała dyskusja. W moich latach bywania w Kole co piątek spotykało się pięćdziesiąt do siedemdziesięciu osób, w różnym wieku, różnych zawodów, a przede wszystkim podejściu do zasadniczego pytania: czym sztuka ma być ( stać się) w ich życiu. Naturalnie dzisiaj jako przychodzących w każdy piątek wymienia się: Zagajewskiego, Kornhausera, Stabrę ( w kilka lat później sam był opiekunem Koło z ramienia ZLP), Jaworskiego, Komorowskiego, Kronholda, Kawę, Kaczorowskiego, czy odwiedzających nas Wojaczka czy poetów warszawskich, ale dzisiaj dla mnie najciekawsze byłoby dowiedzenie się, co stało się z większą częścią dzisiaj bezimiennych „ kibiców” naszych ówczesnych kłótni. Jednym z nich był kuzyn Witkiewicza, dość roztyły, sympatyczny pan, któremu prawdopodobnie młode towarzystwo bardzo odpowiadało. Jest rzeczą oczywistą, iż już wtedy ( lata 60) istniała legenda „ Krupniczej 22 „ ale strasznie trudno mi powiedzieć, na czym konkretnie polegała. Może na „ zagęszczeniu” aż tak dużej ilości znanych ludzi na małej przestrzeni? Może na kłuciu władzy w oczy „niejednomyślnością” niektórych mieszkańców w czasach wszechobecnego jednego zdania na każdy temat? A może dla „ ludzi z zewnątrz” Krupnicza 22 była jakby jeszcze jednym dowodem na „ uprzywilejowanie” niektórych, gdy z założenia wszyscy mieli być równi? 2.W środku cyklonu. W marcu 1972 odbył się mój ślub z córką Haliny i Tadeusza Kwiatkowskich, Moniką i naturalnie jej rodzice nie wyobrażali sobie przyjęcia gdzie indziej jak w stołówce przy Krupniczej, w której nota bene sami także świętowali swój związek. Tak więc można powiedzieć, iż do legendy Krupniczej 22 wkroczyłem najpierw przez Urząd Stanu Cywilnego. Dużo można by opowiadać o stołówce, sławnych w niej Balach Sylwestrowych z obowiązkowym spiczem Stefana Otwinowskiego i odmierzaniem sekund pozostałych do godziny 24 specjalną pokrywają od patelni przez Kwiatkowską. Jeden z Sylwestrów, chyba 1973/74 z taką obsadą: Pszoniak, Swinarski, Walczewski, Polony, Skarżyńscy, Ale to sentymenty, nie wiem, czy Panią interesują? A każdy z nas ma do opowiedzenia setki podobnych bzdur. 3.Pełnoprawny pisarz. Kiedy w roku 1985 po „przygodach warszawskich” wróciłem do Krakowa byłem bez dachu nad głową, ale koledzy ze Związku postanowili pomóc przyjacielowi, i gdy tylko zwolniło się mieszkanie „ przydzielono” go mnie. Sytuacja była o tyle zabawna, gdyż z kartką ze Związku udałem się do biura meldunkowego, które na tej podstawie wystawiło mi normalny przydział „ na mieszkanie” jak się pięknie mówi po polsku. Dopiero w jakiś czas później doszło do mnie po kim dziedziczę lokal numer 17: Mrożek, Iredyński, Czycz, Maj. Kilka nocy na trzeźwo nie mogłem z nerwów zasnąć. Tak zwane warunki do mieszkania i życia były nad wyraz skromne. Dwie małe klitki przedzielone nazwijmy to łazienką, na korytarzu łączącym pokoje coś w rodzaju kuchni. Ale najważniejszy, jak w 1945 roku był dach nad głową. Na czwartym piętrze królowałem sam. Za sąsiada przez ścianę miałem Adama Ziemianina, ale do niego wchodziło się przez inną klatkę. Pode mną mieszkali państwo Zdanowscy, oraz wdowa po Stefanie Otwinowskim, która radia słuchała na cały regulator, więc nie musiało się włączać swojego. Był to bezsprzecznie najweselszy okres w moim życiu, a także pewnie najowocniejszy twórczo, chociaż nie mnie to oceniać. Z przyjaciół w tym czasie przy Krupniczej 22 mieszkali: Sadaj, Ziemianin, Żyszkiewicz, Polewka, a Staszek Cycz przemykał się w nocy pomiędzy swoimi demonami a Krzeszowicami, i przede wszystkim zapomniany dzisiaj trochę Leszek Maruta, w tej samej „ klatce” co ja, na pierwszym piętrze mający dziwne upodobania zbierania marszy wojskowych z całego świata i puszczania ich w nocy na cały regulator. Naprzeciwko niego mieszkał poeta wiejski Jan Bolesław Ożóg mający nam chyba wszystko za złe, gdyż bez przerwy na każdego z nas wysyłał idiotyczne donosy do wszystkich, możliwych instytucji. Popijaliśmy, naturalnie, ale nie przy Krupniczej 22 , gdyż tylko Maruta i ja nie byliśmy obciążeni rodziną, a nie wiedzieć dlaczego żony kolegów nie przepadały kiedy ich pociechy zamiast wymyślać metafory sięgały po kieliszek. 4.Jaka literatura, taki dom. Kiedyś wracając do siebie nad ranem zatrzymałem się na podwórku, spojrzałem na rozpadającą się kamienicę i krzyknąłem: jaka literatura, taki dom. Niestety, ale była to prawda. Tak zwana transformacja z legendy Krupniczej 22 uczyniła – co naturalne, odnaleźli się spadkobiercy – przedmiot prawa handlowego. Po drugie przez lata wielu pisarzy zmarło, część zmieniła partnerki (np. Ryszard Kłyś) i się wyprowadziła, więc ze świetności pozostały tylko wdowy, byłe żony i kilka kochanek, plus Ziemianin, Żyszkiewicz, Polewka, Sadaj i ja, który wtedy już przez większą cześć roku mieszkał w Goteborgu. Tak oto, niepostrzeżenie ale konsekwentnie i stanowczo Krupnicza 22 przemieniła się w zwykłą kamienicę, w której – jak w każdej – naturalnie straszy, ale już nie literatura. Maj 2012. Roman Wysogląd
|
home | wydarzenia | galeria sztukpuk | galerie | recenzje | forum-teksty | archiwum | linki | kontakt |