Swiat malarski Wojciecha Hermana pozostaje na uboczu. Z cala swiadomoscia oddalenia malarstwa od tego, co nazywa sie glównym nurtem sztuki. Malarstwo zostalo odsuniete na dalszy plan. Wazne dzis sa instalacje, wideo, fotografia. O malarstwie sie juz nie dyskutuje, przywyklo sie traktowac je z poblazaniem, a od malarzy wiele sie nie oczekuje, zostawiajac ich samym sobie i ich niepotrzebnemu zajeciu.
Herman, w przeciwienstwie do wielu swoich kolegów, którzy z takim stanem rzeczy nie chca sie pogodzic, wydaje sie go akceptowac. Nie dyskutuje z tym, ze malarstwo jest sztuka drugiego planu. To zreszta sytuacja wyjatkowa w calych dziejach sztuki. Przeciez to wlasnie malarstwo wyznaczalo zawsze kierunek artystycznych zmian. Dziedziny sztuki, które dzis je wyznaczaja znajduja sie pod ciagla presja tego, co za sztuka niewiele ma wspólnego przede wszystkim technologii i mediów. Malarstwo tej presji nie potrafi wytrzymac. Próba walki o przywrócenie pierwszenstwa wsród sztuk pieknych konczy sie nieunikniona porazka. Herman w tej sytuacji czuje sie dobrze. Dziela wspólczesnej sztuki sa jak uczestnicy dyskusji, dyskusji niemalze publicystycznej, o polityce, o mniej lub bardziej pierwszoplanowych problemach wspólczesnego swiata, o roli mediów w zyciu i w sztuce, o feminizmie, rasizmie, terroryzmie... Nie ma we wspólczesnej sztuce miejsca na wyrazenie tego, czego intuicyjnie w niej szukamy opowiesci o nas samych.Gdy malarstwo nie stoi w forpoczcie przemian sztuki, grozi mu epigonizm, nieuniknione powtarzanie tego, co juz bylo. Kto sie przed tym broni, nieuchronnie skazuje sie na prawdziwy epigonizm, który wtraca go w odmety kiczu. Kto te sytuacje akceptuje, ma szanse stworzyc cos, co w sposób znany nam juz skadinad, ale nowy, opowie o tym, o czym od dawna wiemy, ale o czym zapominamy: o sprawach najbardziej codziennych, a przez to najlatwiej zapominanych i przeoczonych. Jest wtedy tak, jak z realistyczna, dobra powiescia czy filmem: co rusz oglasza sie ich koniec. Ktos powie, ze to bardzo dobre, owszem, ale juz tysiac razy bylo. Zgoda, ale co z tego, skoro wlasnie powtórzenie odwiecznej historii w nowym kostiumie pozwala nam przezyc na nowo odwieczne i dlatego najbardziej podstawowe sprawy naszego zycia. Przygladajac sie postaciom i miejscom, które maluje Herman, mam takie wrazenie, jakbym czytal zupelnie nowa, po raz pierwszy wydana ksiazke, opowiadajaca o tym, o czym juz po raz setny napisano w innych ksiazkach, tych wielkich i tych mniej wybitnych. Jakbym ogladal film, realistyczny film, w którym dzieje sie ta sama historia, która znam z dziesiatek innych filmów. I za kazdym razem, kiedy czytam taka dobrze napisana ksiazke i taki dobrze nakrecony film, mam wrazenie, jakbym te historie poznawal po raz pierwszy. Sila sztuki, jesli nie sili sie (chocby skutecznie, czyli twórczo, co daje efekt w postaci nowatorskiego dziela) na tworzenie nowych form, polega na tym, ze mocniej, bardziej sugestywnie potrafi przemawiac wprost do naszych emocji i mysli. Dublinczycy sa mniej wazni w dziejach literatury niz Ulisses, ale to opowiadania Joycea w bardziej bezposredni sposób poruszaja nasza wrazliwosc niz jego wielka powiesc.
Wojciech Herman, niezwiazany zadna konwencja, nawet wlasna, ze swoboda moze szukac wyrazu dla swoich, bardzo osobistych przeciez i niedostepnych nam bezposrednio, emocji i mysli. Z taka sama swoboda, bez zadnego nacisku, bez zadnych oczekiwan, mozemy patrzec na jego obrazy. Wtedy naprawde zobaczymy w nich stara historie, historie najbardziej codziennych i najbardziej waznych spraw, opowiedziana na nowo. Naprawde na nowo.
|