Galeria Olympia
Wojciech Herman
2004-09-17
malarstwo

DSC01349 DSC01350 DSC01351 DSC01352 DSC01366
         
DSC01367 DSC01369 DSC01370 DSC01373 DSC01374
         

Swiat malarski Wojciecha Hermana pozostaje na uboczu. Z cala swiadomoscia oddalenia malarstwa od tego, co nazywa sie glównym nurtem sztuki. Malarstwo zostalo odsuniete na dalszy plan. Wazne dzis sa instalacje, wideo, fotografia. O malarstwie sie juz nie dyskutuje, przywyklo sie traktowac je z poblazaniem, a od malarzy wiele sie nie oczekuje, zostawiajac ich samym sobie i ich niepotrzebnemu zajeciu.
Herman, w przeciwienstwie do wielu swoich kolegów, którzy z takim stanem rzeczy nie chca sie pogodzic, wydaje sie go akceptowac. Nie dyskutuje z tym, ze malarstwo jest sztuka drugiego planu. To zreszta sytuacja wyjatkowa w calych dziejach sztuki. Przeciez to wlasnie malarstwo wyznaczalo zawsze kierunek artystycznych zmian. Dziedziny sztuki, które dzis je wyznaczaja znajduja sie pod ciagla presja tego, co za sztuka niewiele ma wspólnego – przede wszystkim technologii i mediów. Malarstwo tej presji nie potrafi wytrzymac. Próba walki o przywrócenie pierwszenstwa wsród sztuk pieknych konczy sie nieunikniona porazka. Herman w tej sytuacji czuje sie dobrze. Dziela wspólczesnej sztuki sa jak uczestnicy dyskusji, dyskusji niemalze publicystycznej, o polityce, o mniej lub bardziej pierwszoplanowych problemach wspólczesnego swiata, o roli mediów w zyciu i w sztuce, o feminizmie, rasizmie, terroryzmie... Nie ma we wspólczesnej sztuce miejsca na wyrazenie tego, czego intuicyjnie w niej szukamy – opowiesci o nas samych.Gdy malarstwo nie stoi w forpoczcie przemian sztuki, grozi mu epigonizm, nieuniknione powtarzanie tego, co juz bylo. Kto sie przed tym broni, nieuchronnie skazuje sie na prawdziwy epigonizm, który wtraca go w odmety kiczu. Kto te sytuacje akceptuje, ma szanse stworzyc cos, co w sposób znany nam juz skadinad, ale nowy, opowie o tym, o czym od dawna wiemy, ale o czym zapominamy: o sprawach najbardziej codziennych, a przez to najlatwiej zapominanych i przeoczonych. Jest wtedy tak, jak z realistyczna, dobra powiescia czy filmem: co rusz oglasza sie ich koniec. Ktos powie, ze to bardzo dobre, owszem, ale juz tysiac razy bylo. Zgoda, ale co z tego, skoro wlasnie powtórzenie odwiecznej historii w nowym kostiumie pozwala nam przezyc na nowo odwieczne – i dlatego najbardziej podstawowe – sprawy naszego zycia. Przygladajac sie postaciom i miejscom, które maluje Herman, mam takie wrazenie, jakbym czytal zupelnie nowa, po raz pierwszy wydana ksiazke, opowiadajaca o tym, o czym juz po raz setny napisano w innych ksiazkach, tych wielkich i tych mniej wybitnych. Jakbym ogladal film, realistyczny film, w którym dzieje sie ta sama historia, która znam z dziesiatek innych filmów. I za kazdym razem, kiedy czytam taka dobrze napisana ksiazke i taki dobrze nakrecony film, mam wrazenie, jakbym te historie poznawal po raz pierwszy. Sila sztuki, jesli nie sili sie (chocby skutecznie, czyli twórczo, co daje efekt w postaci nowatorskiego dziela) na tworzenie nowych form, polega na tym, ze mocniej, bardziej sugestywnie potrafi przemawiac wprost do naszych emocji i mysli. „Dublinczycy” sa mniej wazni w dziejach literatury niz „Ulisses”, ale to opowiadania Joyce’a w bardziej bezposredni sposób poruszaja nasza wrazliwosc niz jego wielka powiesc.
Wojciech Herman, niezwiazany zadna konwencja, nawet wlasna, ze swoboda moze szukac wyrazu dla swoich, bardzo osobistych przeciez i niedostepnych nam bezposrednio, emocji i mysli. Z taka sama swoboda, bez zadnego nacisku, bez zadnych oczekiwan, mozemy patrzec na jego obrazy. Wtedy naprawde zobaczymy w nich stara historie, historie najbardziej codziennych i najbardziej waznych spraw, opowiedziana na nowo. Naprawde na nowo.